środa, 23 kwietnia 2014

Roy Jacobsen - "Izmael"


Nadzwyczaj udane połączenie thrillera czy też powieści sensacyjnej z prozą obyczajową.
Kilka (kilkanaście?) lat po przejściu na emeryturę Tor, były pracownik służb specjalnych, zostaje wplątany w nieczyste, polityczno - kryminalne rozgrywki. Chcąc dowiedzieć się komu i dlaczego zależy na tym, by na nowo znalazł się w centrum wydarzeń, główny bohater musi na jakiś czas zrezygnować ze spokojnego życia na odludziu i zmierzyć się ze swoją przeszłością.
Karuzela wydarzeń, raz wprawiona w ruch, nie da się już zatrzymać. Napięcie rośnie z każdą stroną, a fabuła poprowadzona jest tak, że tak naprawdę do końca nie wiadomo kim jest Tor - spokojnym, trochę zgorzkniałym facetem mieszkającym na norweskim odludziu czy może faktycznie śmiertelnie niebezpiecznym, świetnie wyszkolonym zabójcą o pseudonimie Izmael? 

W warstwie fabularnej ta książka to właściwie thriller, ale równocześnie z sensacją Jacobsen serwuje nam świetnie dopracowaną stronę psychologiczną. Jego Tor to pełnokrwista postać, której daleko do sztampowych wyobrażeń o tego typu bohaterach. Trochę budzi sympatię, trochę przerażenie, na pewno nosi w sobie jakąś tajemnicę. Więcej dowiadujemy się o bohaterze obserwując jego relacje z towarzyszką życia czy sposób, w jaki metodycznie zabiera się do rozwiązania problemu niż ze wspomnień przeszłości, o której rozmawia z dawnym przełożonym. 
A wszystko to napisane naprawdę pięknym, poetyckim wręcz językiem i mocno osadzone w konkretnych, norweskich realiach. 

Po "Cudownych dzieciach" to druga powieść Jacobsena, która mnie absolutnie zachwyca. Fantastyczny pisarz. 


środa, 16 kwietnia 2014

John Irving - "Ostatnia noc w Twisted River"


Nie wiem ile już lat minęło od mojego ostatniego spotkania z prozą Irvinga, ale powrót do naszej dawnej relacji znajduję wielce udanym.
"Ostatnia noc w Twisted River" to historia ojca i syna, którzy wskutek pewnego niefortunnego wypadku zmuszeni są do nagłego opuszczenia osady drwali, w której mieszkali. Ich nieustanna ucieczka potrwa kilkadziesiąt lat, a my śledzimy ich dorastanie, starzenie, zmieniające się okoliczności, kolejne miłości, które muszą utracić.
To opowieść o męskiej przyjaźni, relacji ojca z synem, o więziach silniejszych nawet niż śmierć. 
Kucharz Dominic i jego syn Danny od początku budzili moją sympatię, zresztą jak większość pokręconych postaci zaludniających irvingowski świat, choć to Ketchum jest dla mnie numerem jeden w tej powieści. Nieokrzesany flisak czuwa nad dwójką swoich przyjaciół niczym jakiś dziki anioł stróż, zawsze gotowy, by ostrzec ich przed nadciągającym niebezpieczeństwem.
To także powieść o pisaniu. Dorosły Danny zostaje poczytnym autorem, a tworzenie kolejnych książek to bardzo ważny motyw w "Ostatniej nocy", nie tylko ze względu na ukazanie samego procesu pisania, ale także poprzez zagrożenie jakie się z tym wiąże - im głośniej będzie o książkach Danny'ego, tym większe ryzyko, że ojciec i syn zostaną wytropieni przez tego, przed kim od lat uciekają.

Świat stworzony przez Irvinga składa się zawsze z kilku stałych motywów. Są w nim więc ciągi dziwacznych, nieprawdopodobnych zdarzeń i zbiegów okoliczności, jest śmierć - tak samo tragiczna jak groteskowa, jest ważny motyw seksualnej inicjacji i przede wszystkim bohaterowie, którym daleko do ideału, ale może właśnie dzięki temu stają się nam tacy bliscy. Irving pisze prosto i zabawnie, jego bohaterowie wzruszają, a ich losy od początku nie są nam obojętne.
Świetna lektura.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Zygmunt Miłoszewski - "Domofon"



Kupiłam "Domofon" przekonana, że to kryminał. Tymczasem mój mąż, który przeczytał książkę przede mną, uświadomił mi, że to raczej horror. Polski horror? Zabrzmiało na tyle ciekawie, że od razu wzięłam się do lektury, zachęcona dodatkowo pozytywnymi opiniami w internecie.

Fabuła jest nieskomplikowana - młode małżeństwo przeprowadza się z prowincji do warszawskiego bloku z wielkiej płyty. W bloku jak to w bloku, dużo mieszkań i anonimowi sąsiedzi, którym nieszczególnie zależy na wchodzeniu w interakcje z innymi mieszkańcami. Nowo przybyli Agnieszka i Robert trafiają na pechowy moment - oto bowiem w windzie znaleziono zdekapitowane zwłoki jednego z mieszkańców. Jest więc sensacja, zamieszanie i policyjne śledztwo.
Wkrótce potem Agnieszkę zaczynają dręczyć senne koszmary, Robert maluje przerażające obrazy i generalnie atmosfera między małżonkami robi się napięta. Aż któregoś dnia okazuje się, że z jakiegoś powodu nikt z mieszkańców nie może opuścić bloku, z rur kapie dziwna, sprawiająca wrażenie żywej substancja, a facet z windy nie jest jedyną ofiarą niewiadomego czegoś.
Mamy w "Domofonie" całą gamę postaci. Młodzi małżonkowie pełni nadziei na lepsze życie, nawiedzona dewotka opiekująca się chorą matką, obleśny wuefista na emeryturze, przegrany dziennikarz alkoholik, nastolatek skonfliktowany z rodzicami. Słowem - dla każdego coś miłego.

Całość wypada jednak mocno tak sobie i szczerze mówiąc zupełnie nie rozumiem skąd te zachwycone opinie o książce. Owszem, autor ma lekkie pióro i poczucie humoru, ale ogólnie "Domofon" nie powala. Nie wiem jaki był zamysł - jeśli Miłoszewski chciał sobie zrobić jaja z gatunku to jeszcze powiedzmy, że prawie mu się udało, ale jeśli to miał być horror na serio to niestety nie wyszło.
Jak dla mnie nie ma tu ani cienia napięcia, nie mówiąc już o wywołaniu strachu czy choćby gęsiej skórki. Jakieś to wszystko blade i zwyczajnie nudne, niepotrzebna wydaje mi się też taka mnogość postaci. Policyjny duet zostaje wprowadzony na scenę tak, jakby miał odegrać jakąś rolę w akcji, po czym  wątek się urywa i na temat detektywów nie pada już ani jedno zdanie.

Książkę oceniam więc ogólnie jako słabą i nie poleciłabym jej nikomu, choć wiem, że jestem ze swoją opinią w mniejszości. Nie zniechęcam się jednak do autora i dam mu jeszcze jedną szansę, może za drugim razem coś między nami zaskoczy.