Flanagan, Flanagan. Tyle razy słyszałam i czytałam to nazwisko w kontekście totalnego zachwytu, że aż mi głupio pisać tę notkę i to może wyjaśniać dlaczego tak długo z nią zwlekałam.
Może to kwestia czasu i okoliczności - faktycznie wzięłam się za "Pragnienie" gdy byłam rozproszona różnymi sprawami i czytałam tę książkę w dziwnych miejscach i niekoniecznie komfortowych warunkach, może przez to nie mogłam się w nią wczuć, no ale trudno - to moje pierwsze spotkanie z Flanaganem, więc wypada coś o nim wspomnieć.
XIX wiek, Antypody. John Franklin, brytyjski polarnik, trafia na odległy, dziki ląd, by pełnić tam funkcję gubernatora. Na miejscu żona Franklina zachwyca się tubylczą dziewczynką, Mathine, którą bierze na wychowanie. Ale losy Mathine, która znudziwszy się Franklinom trafia ostatecznie do przytułku, to tylko jeden z wątków tej powieści. Drugim jest historia samego Franklina, który nie wraca z kolejnej wyprawy do Arktyki. Pojawiają się oskarżenia o kanibalizm, lady Jane postanawia bronić dobrego imienia męża. O pomoc w tej sprawie zwraca się do Dickensa, pisarza u szczytu swej sławy. Ten zaś przeżywa własne dramaty, uwięziony w nieszczęśliwym małżeństwie, zmagający się z rodzącym się uczuciem do pewnej młodej aktorki.
Taki miks jakoś nie skradł mego serca. Najbardziej w "Pragnieniu" podobała mi się obecność prawdziwych, historycznych postaci, czytanie o ich hipotetycznych przemyśleniach czy losach było interesujące. Natomiast wszystkie rozważania czy brytyjski dżentelmen mógł się posunąć do kanibalizmu, dyskretne wtręty o jego pedofilskich skłonnościach, obnażanie "cywilizowanego" Zachodu, który okazuje się prymitywny i kierowany wyłącznie własnymi korzyściami, czy wreszcie przesmutna historia Mathine - to akurat nie poruszyło mnie zupełnie. Może jestem zbyt cyniczna, może mam za dużo lat, nie wiem. Ale nie dotknęła mnie ta książka wcale.
Nie zachwycił mnie też styl, zbyt często miałam wrażenie, że ktoś tu próbuje być jak McCarthy, a McCarthy może być tylko jeden, wiadomo.
Oceniam więc "Pragnienie" jako znośną powieść, ale nie dopisuję się po tej lekturze do listy fanów Flanagana.