środa, 22 marca 2017

Haruki Murakami - "Kronika ptaka nakręcacza"


Murakami jest dla mnie w pewnym sensie ważny. To on był jednym z pierwszych pisarzy, których pokochałam bezwarunkowo i na których kolejne książki wyczekiwałam z utęsknieniem.
Dziś patrzę na niego inaczej - przeszkadza mi powtarzalność kreowanych światów, bohaterowie będący tylko kopiami poprzednich, słowem - dziś uważam Murakamiego tylko za lepszą wersję Coelho. A pomysły żeby przyznać mu literackiego Nobla wydają mi się co najmniej dziwaczne. 
Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż mam do Murakamiego sentyment, więc sięgnęłam sobie ostatnio po "Kronikę". 
I przynaję, że mnie wciągnęło. Bo powieści Japończyka, choć tak do siebie podobne, mają coś w sobie i jeśli tylko przymknąć oko na wszystkie te kalki, można się z Murakamim wybrać na całkiem przyjemną przejażdżkę. 

Bohater powieści jest trzydziestolatkiem, który nie wie co chce w życiu robić. Chwilowo więc zajmuje się domem, podczas gdy jego żona pracuje w wydawnictwie. Są szczęśliwi. Toru spędza dnie sprzątając, gotując (bohaterowie Murakamiego zawsze dużo gotują i zawsze słuchają muzyki) i niemrawo szukając pracy. Gdy z domu znika kot, Toru zaczyna go szukać, zawierając przy okazji kilka dziwnych znajomości. Gdy następnie niespodziewanie opuszcza go żona, także zaczyna jej szukać, wykorzystując dziwne znajomości i zawierając kolejne, jeszcze bardziej interesujące. 
Bohaterowie Murakamiego niczemu się nie dziwią. Toru prowadzi więc filozoficzne dysputy z nastolatką z sąsiedztwa, spotyka się z tajemniczymi siostrami i bez szemrania wykonuje ich polecenia, całymi dniami przesiaduje na ławce w odległej dzielnicy i medytuje na dnie opuszczonej studni. Nie dziwią go ani niespodziewane telefony, ani niezapowiedziane wizyty dziwnych ludzi.
To typowe dla Murakamiego - przedstawienie dwóch światów, które się przenikają, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać. Aby ocalić żonę (właściwie nie wiadomo przed czym), bohater musi przejść na drugą stronę, stronę snu, która jest równocześnie na wyciągnięcie ręki i bardzo daleko. Wymaga to siły, ale przede wszystkim znalezienia odpowiedzi na pytania o sens i naturę własnego życia. Toru musi poświęcić mnóstwo czasu zanim zrozumie kim właściwie jest i co jest ważne. 

Można to czytać jako uduchowiony bełkot, można jako powieść z kluczem. A ja po prostu dobrze się czuję w tych zmyślonych światach Murakamiego. Mimo wszystko.
 

1 komentarz:

  1. Ja go lubie, chociaz po przeczytaniu x jego ksiazek mam wrazenie, ze ciagle czytam jedna i ta sama :-).

    OdpowiedzUsuń