czwartek, 27 stycznia 2011

Rocznicowe losowanie

Co chwilę na blogach książkowych, które podczytuję trafiam na informacje o kolejnych rocznicach, a tymczasem przegapiłam fakt, że i mój blog skończył na początku miesiąca rok. Kto by pomyślał.

Założyłam zycie-ukryte-w-slowach, bo pomyślałam, że może fajnie by było dzielić się z innymi wrażeniami z kolejnych lektur. Trochę się bałam, że zapał do pisania szybko mi minie, ale nic podobnego. Szkoda tylko, że na czytanie nie mam tyle czasu co dawniej, ale cóż, bywa.


Z okazji tej małej rocznicy postanowiłam obdarować kogoś książką ze swojej biblioteczki. A będzie to "Łąka umarłych" Marcina Pilisa, czyli moja pierwsza tegoroczna lektura. Chętnych (o ile jacyś będą) proszę o zostawianie informacji w komentarzach. Jeśli zgłosi się więcej niż jedna osoba, przeprowadzę losowanie we wtorek, 1-go lutego.


A tymczasem pozdrawiam wszystkich miłośników książek, którzy do mnie zaglądają:-)

czwartek, 20 stycznia 2011

Christopher Isherwood - "Samotny mężczyzna"



W zeszłym roku absolutnie zachwycił mnie film "Samotny mężczyzna" Toma Forda. Do oglądania podeszłam z lekceważącym pobłażaniem. Bo oto po modelkach próbujących sił jako piosenkarki czy aktoreczki projektant mody postanawia wziąć się za reżyserię. Litości.

A jednak film był piękny i to nie tylko w dopracowanej do najdrobniejszego szczegółu warstwie scenograficznej. To doświadczenie po pierwsze nauczyło mnie, że nie jestem tak wolna od stereotypowego myślenia jak dotychczas sądziłam, a po drugie sprawiło, że zapragnęłam przeczytać książkę Isherwooda, na podstawie której film nakręcono.


Powieść to zapis jednego dnia z życia George'a Falconera - mężczyzny przed sześćdziesiątką, profesora literatury, człowieka, który niedawno utracił miłość swojego życia, Jima. Poranne przebudzenie to sygnał, że oto znów trzeba nałożyć codzienną maskę. Ciało funkcjonuje jak automat, podczas gdy umysł skupia się po prostu na konieczności przetrwania kolejnego dnia.

Ta książka to kronika osamotnienia, tęsknoty za ukochanym, która jednak nie polega na ciągłym snuciu wspomnień i rozdrapywaniu ran, ale objawia się raczej nagłym skurczem żołądka na niespodziewane przypomnienie, że oto na tej kanapie George czytywał z Jimem książki, a w tamtym pubie zobaczył go po raz pierwszy.

Jest w bohaterze Isherwooda smutek i żal, ale jest też chęć dalszego życia, radość z tego, że oto jednak jest tu i teraz, w niezłej formie, może nawet gotowość na poznanie kogoś nowego w przyszłości. Dzień George'a pełen jest małych rytuałów. Jedzenie w uniwersyteckiej stołówce, wykład dla studentów, który nie jest odbębnieniem nudnych obowiązków lecz przebłyskiem prawdziwej pasji, kolacja z przyjaciółką.

Ale ze swoją żałobą po Jimie George musi zmierzyć się sam. Większość ludzi co najwyżej domyśla się jaka relacja łączyła mężczyzn, a oficjalna wersja nagłego zniknięcia Jima głosi, że wyjechał do rodziców.


To bardzo kameralna opowieść, pełna przemyśleń głównego bohatera na temat życia, miłości, przemijania. Elegancja - to słowo, które przychodzi mi do głowy gdy myślę o "Samotnym mężczyźnie". Nie ma tu epatowania traumami i rozrywania szat, jest za to wyciszona historia o człowieku, który stracił to co najważniejsze i próbuje się z tym uporać.

Jak dla mnie - rewelacja.


poniedziałek, 17 stycznia 2011

Agatha Christie - "Entliczek pentliczek"


Kolejna książka mistrzyni kryminału z Herkulesem Poirot w roli detektywa. Wprawdzie wyjątkowo mało go w tej książce, ale i tak czyta się ją świetnie. No ale w końcu to Christie, trudno chyba o książkę jej pióra, której nie czyta się szybko i z przyjemnością.


Tym razem Poirot podejmuje się wyjaśnienia pozornie błahej zagadki. Oto w pewnym domu studenckim ma miejsce seria dziwnych kradzieży i aktów wandalizmu. Giną przypadkowe rzeczy - jeden pantofel, sól do kąpieli, żarówki, jakaś biżuteria. Trudno o dopasowanie do tych przestępstw jakiegoś wzoru i odszukanie w nich sensu, ale Poirot jak zwykle nie odpuszcza. Zwłaszcza, że na kradzieżach się nie kończy i wkrótce sprawa staje się znacznie poważniejsza...


Muszę powiedzieć, że pod względem dialogów i tempa akcji to chyba najlepsza książka Agathy Christie jaką dotychczas czytałam. Czułam się jakbym oglądała dobrą, rozrywkową sztukę w teatrze.

Świetna lektura dla odprężenia po ciężkim dniu:-)


Nie wiem tylko dlaczego w polskich wydaniach Christie występuje raz jako Agatha, a kiedy indziej jako Agata - ja będę się jednak trzymać pierwszej wersji, bo w takiej formie znam imię pisarki, ale gdyby ktoś przypadkiem wiedział o co chodzi z tą różnorodnością odmian, byłabym wdzięczna za wyjaśnienie:-)



czwartek, 13 stycznia 2011

Anita Shreve - "Żona pilota"


Jedna z tych książek, które w mojej biblioteczce znalazły się przypadkiem. Anita Shreve - to nazwisko nic mi nie mówiło. Gdzieś tam mignęła mi informacja, że porównuje się ją do Jodi Picoult, co nie wydało mi się najlepszą rekomendacją, no ale książka została kupiona, więc.


Kathryn Lyons, szczęśliwa żona i matka, dowiaduje się, że w katastrofie lotniczej zginął jej mąż, pilot feralnego samolotu. W jednej chwili uporządkowane życie kobiety obraca się w ruinę. Poczucie straty, ból, cierpienie córki, to wszystko wypełnia Kathryn pierwsze dni po katastrofie. Potem przypadkowo odkryte drobiazgi naprowadzają kobietę na trop pewnej tajemnicy i okazuje się, że jej ukochany mąż nie do końca był tym, za kogo go miała.

Na tych kilku zdaniach można właściwie poprzestać, bo niewiele więcej w tej książce jest, niestety. Plusem jest styl autorki - pisze nieźle i bez irytującej maniery. Gorzej z fabułą, która jest, oględnie mówiąc, taka sobie. Wielka tajemnica okazuje się banalna jak telenowela, a zwroty akcji niczym nie zaskakują. Dobrze choć, że Shreve oparła się pokusie wprowadzenia nachalnego wątku romansowego, choć widać, że nie przyszło jej to łatwo.

To jedna z powieści, które przynoszą jedynie garść banalnych prawd w stylu nigdy nikogo do końca nie znasz, rzeczy nie zawsze są takie jakimi się wydają, nikogo nie można być pewnym etc.


Taki tam zapychacz czasu w kolejce do dentysty. Nic specjalnego.


poniedziałek, 10 stycznia 2011

Joyce Carol Oates - "Blondynka"


Lubię Joyce Carol Oates i lubię Marilyn Monroe, ale nie tylko dlatego ta książka po prostu musiała mi się spodobać.

Sama pisarka we wstępie do "Blondynki" zaznacza, że nie jest to biografia MM, lecz powieść inspirowana losami tej kobiety - ikony, warto mieć to na uwadze i nie obruszać się o fabularne niespójności.

Od razu powiem, że niczego nowego o Marilyn się z tej książki nie dowiecie. Zresztą - napisano o niej już tyle, że to chyba po prostu niemożliwe. To co odróżnia "Blondynkę" od innych publikacji o hollywoodzkiej gwieździe to właśnie powieściowa formuła, dzięki której Oates - zamiast koncentrować się na datach i faktach - rysuje portret kobiety z krwi i kości. Wyrazistej, emocjonalnie rozedrganej istoty, która przez całe życie usiłuje dopasować się do oczekiwań otoczenia i zapracować na jego szacunek.


Śledzimy historię Normy od czasów nieszczęśliwego dzieciństwa u boku niezrównoważonej matki. Sierociniec, rodziny zastępcze, małżeństwo, do którego szesnastoletnia Norma zostaje właściwie przymuszona przez przybraną rodzinę. Podglądamy kobietę - dziecko, która za wszelką cenę chce być dobrą żoną, choć od początku wiemy, że to nie może się udać, nie kiedy jest się nastolatką.

Małżeństwo szybko się kończy, a Norma stawia pierwsze kroki jako fotomodelka. Dziewczyna o pięknym ciele i olśniewającym uśmiechu szybko staje się rozpoznawalna, jest tylko kwestią czasu kiedy otrze się o film.


Choć kariera Normy Jeane jest klasyczną bajką o zwykłej dziewczynie, która staje się sławną i pożądaną kobietą, tak naprawdę nie to jest w "Blondynce" najbardziej interesujące. Znacznie ciekawsze jest wnikanie Oates w psychikę młodej kobiety, niebywale wrażliwej, nieśmiałej, która ze szczerym zdumieniem odkrywa, że świat ją uwielbia. Ale jest to też kobieta przez całe życie nieszczęśliwa - wizerunek Marilyn Monroe to tylko wymyślona przez wytwórnię filmową maska, kostium, który wkłada Norma, bo taką chce ją widzieć świat. MM daje Normie uwielbienie tłumów, ale nie da jej nigdy tego, o czym naprawdę marzy - szacunku.

Poznajemy osobę, która na użytek innych odgrywa kogoś kim nie jest, a w zamian może liczyć jedynie na niewolniczy kontrakt i wykorzystywanie na każdym kroku.


Według niektórych "Blondynka" to najlepsza z książek Oates. Tego nie wiem. Ale na pewno jest to bardzo głęboki, wnikliwy portret psychologiczny kobiety zniszczonej przez własny wizerunek i problemy emocjonalne. Kobiety otoczonej przez mnóstwo ludzi, z których jednak żaden jej nie pomógł.

Przejmująca i smutna książka. Warta przeczytania.


wtorek, 4 stycznia 2011

Marcin Pilis - "Łąka umarłych"


Pierwsza książka przeczytana w nowym roku i powiem tylko jedno - oby tak dalej.

Właściwie nie wiem skąd przekonanie, że współczesna literatura polska nie oferuje czytelnikowi nic ciekawego. Może wynika to z faktu, że poczytni autorzy (czy raczej autorki) zajmują się produkcją stuprocentowych gniotów. Wystarczy jednak te bestsellery omijać szerokim łukiem i już trafia się na coś ciekawego - tak naprawdę prawie wszystkie powieści polskich autorów, po jakie sięgnęłam w ostatnich miesiącach były po prostu dobre.


Marcin Pilis, postać dotychczas mi nieznana, wie jak posługiwać się piórem, oj wie.

W "Łące umarłych" opowiada o tragicznych wydarzeniach z okresu wojny, rozbijając przy tym akcję na trzy płaszczyzny czasowe - lata wojenne, lata siedemdziesiąte i schyłek XX wieku.

W odciętej od świata wsi Wielkie Lipy od pokoleń koegzystują Polacy i Żydzi. Wojenne realia podkręcają jednak atmosferę nienawiści i w wiosce dochodzi do okrutnej masakry.

Dwadzieścia lat po wojnie do Wielkich Lip przybywa student fizyki, Andrzej Hołotyński. Ojciec chłopaka miał we wsi obserwatorium astronomiczne, po jego śmierci Andrzej chce spędzić na odludziu trochę czasu, popracować nad pracą magisterską, odpocząć. Jednak od samego początku sprawy nie układają się tak jak powinny. Już w drodze do wsi chłopak zostaje napadnięty w lesie i omal nie traci życia. Uratowany przez miejscowych chłopów i mnichów ze zdumieniem dowiaduje się, że nikomu nie zależy na znalezieniu sprawcy napaści, a jedynie na tym, by student jak najszybciej wrócił tam skąd przybył. We wsi panuje dziwnie ponura atmosfera, a powietrze jest gęste od tajemnic i niedomówień. Nawet miejscowy klasztor zamieszkały przez garstkę mnichów, zamiast być oazą spokoju i bezpieczeństwa, wydaje się skrywać jakieś ponure sekrety.

Odmowa opuszczenia Wielkich Lip przez Andrzeja będzie kamyczkiem, który uruchomi lawinę przerażających wydarzeń, odkrywając przy okazji tragiczną przeszłość mieszkańców osady.

Trzecią płaszczyzną czasową jest rok 1996, kiedy do Wielkich Lip przybywa stary Niemiec, dawny oficer, który najwyraźniej ma w okolicy do załatwienia jakieś niedokończone sprawy...


Myślałam, że ta książka okaże się swoistym kryminałem, ale jest w niej jednak dużo więcej.

Tradycyjne wojenne uosobienie zła, czyli Niemcy, nie są w tej książce jedynymi potworami w ludzkiej skórze. To Polacy, ci sami, którzy przez lata zgodnie żyli obok Żydów i z nimi, okazują się najbardziej okrutni. Wydarzenia opisane w "Łące umarłych" nasuwają skojarzenia z pogromem w Jedwabnem i rodzą w czytelniku pytania o powód tak bezsensownego aktu przemocy. Skąd bierze się w człowieku nienawiść do kogoś, kto niczym nie zawinił i nie zrobił nic złego? Jak to się dzieje, że zwyczajni ludzie przeradzają się w bezduszne, bezmyślne i chciwe bestie?


Rozbicie akcji na trzy plany czasowe w żaden sposób nie utrudnia lektury - każdy z nich wnosi coś nowego i stopniowo odkrywa kolejne tajemnice. Książka jest świetnie napisana, czyta się ją właściwie jednym tchem.

Bardzo dobra proza, pozornie rozrywkowa, ale dająca sporo do myślenia. Polecam.


Dla porządku dodam jeszcze, że książkę dostałam w prezencie od portalu nakanapie.pl.



niedziela, 2 stycznia 2011

Czytelnicze podsumowanie 2010 roku


W zeszłym roku przeczytałam 73 lektury - o kilka więcej niż rok wcześniej, choć wciąż nie tak dużo jak bym chciała.

Póki co czasu na czytanie mam mało, chyba po prostu zacznę jeszcze później chodzić spać, bo żal tych wszystkich lektur, które na mnie czekają.

Czytelniczym odkryciem 2010 roku są dla mnie Joyce Carol Oates i Alice Sebold. Doceniam także przyjemne czytadła Sary Waters. Literacką ucztą była zdecydowanie "Ada albo Żar" Nabokova. Generalnie jeśli chodzi o lektury, był to dla mnie udany rok, choć w 2011 chciałabym czytać więcej ambitnych rzeczy. Zobaczymy jak mi to wyjdzie:-)


Książki przeczytane w 2010 roku:

1. Stieg Larsson "Zamek z piasku, który runął"

2. Josephine Hart "Skaza"

3. Dario Fo "Miasteczko nietoperzy"

4. Sarah Waters "Muskając aksamit"

5. Sara Gruen "Woda dla słoni"

6. Herta Muller "Dziś wolałabym siebie nie spotkać"

7. Tomasz Piątek "Przypadek Justyny"

8. Richard Yates "Droga do szczęścia"

9. Janusz Głowacki "Z głowy"

10. Amelie Nothomb "Biografia głodu"

11. Nadine Gordimer "Córka Burgera"

12. Sarah Waters "Pod osłoną nocy"

13. Anna Blundy "Biblia złych wiadomości"

14. Santiago Roncagliolo "Wstyd"

15. Giorgio Rayzacher "Dreszcze"

16. Josephine Hart "Niepamięć"

17. Mary Roach "Sztywniak"

18. Elsie Birch Donald "Bicz z piasku"

19. Alice Sebold "Córeczka"

20. Atiq Rahimi "Kamień cierpliwości"

21. Elia Kazan "Mordercy"

22. Joyce Carol Oates "Bestie"

23. Piotr Siemion "Niskie Łąki"

24. Ian McEwan "Dziecko w czasie"

25. Haruki Murakami "Kafka nad morzem"

26. Joyce Carol Oates "Gwałt. Opowieść miłosna"

27. Małgorzata Rejmer "Toksymia"

28. Yrsa Sigurdardottir "Weź moją duszę"

29. Margaret Atwood "Wynurzenie"

30. Ryszard Kapuściński "Podróże z Herodotem"

31. Kenzaburo Oe "Sprawa osobista"

32. Sarah Waters "Niebanalna więź"

33. Graham Greene "Spokojny Amerykanin"

34. Anna Gavalda "Pocieszenie"

35. Karen Blixen "Uczta Babette i inne opowieści o przeznaczeniu"

36. Mary Roach "Duch. Nauka na tropie życia pozagrobowego"

37. Vladimir Nabokov "Ada albo Żar"

38. Joyce Carol Oates "Czarna topiel"

39. William Styron "Poranek w Tidewater"

40. Lucy Maud Montgomery "Emilka ze Srebrnego Nowiu"

41. Mary Morrissy "Matka Pearl"

42. Agata Christie "Pięć małych świnek"

43. Josephine Hart "Grzech"

44. F. Scott Fitzgerald "Wielki Gatsby"

45. Sebastian Fitzek "Terapia"

46. Katarzyna Grochola "Kryształowy anioł"

47. Doris Lessing "Martha Quest"

48. Charlotte Link "Echo winy"

49. John Steinbeck "Tortilla Flat"

50. Joyce Carol Oates "Nadobna dziewica"

51. F. Scott Fitzgerald "Po tej stronie raju"

52. Joanna Chmielewska "Byczki w pomidorach"

53. Sebastian Fitzek "Makabryczna gra"

54. Joyce Carol Oates "Po to żyłem"

55. Agatha Christie "Karty na stół"

56. Alicia Gimenez - Bartlett "Pieski dzień"

57. Laura Jacobs "Kobiety z wielkiego miasta"

58. Cynthia Ozick "Dziedzic migotliwego świata"

59. Maria Nurowska "Listy miłości"

60. Jack Ketchum "Dziewczyna z sąsiedztwa"

61. Donald Barthelme "Raj"

62. Alice Sebold "Szczęściara"

63. Ian McEwan "Betonowy ogród"

64. J.M. Coetzee "Chłopięce lata"

65. Cecelia Ahern "Kraina zwana Tutaj"

66. Ludmiła Ulicka "Sonieczka"

67. Jakub Żulczyk "Instytut"

68. Elia Kazan "Układ"

69. Alicia Gimenez - Bartlett "Wysłańcy ciemności"

70. Laurent Gaude "Słońce Scortów"

71. Lucy Maud Montgomery "Emilka dojrzewa"

72. Andrzej Sapkowski "Krew elfów"

73. Kazuo Ishiguro "Nie opuszczaj mnie"



Stosik prezentowy


Zaległy stosik podchoinkowy - w tym roku mały, ale za to w stu procentach zgodny z listą życzeń. Najbardziej cieszę się z "Wyboru Zofii".