poniedziałek, 28 grudnia 2015

Paula Hawkins - "Dziewczyna z pociągu"


Całkiem niczego sobie kryminał, w którym przeszkadzało mi właściwie tylko jedno - nachalne skojarzenie z książkami Gillian Flynn. Nie potrafię powiedzieć co dokładnie wywołało to uczucie, może rozpisanie fabuły na głosy poszczególnych postaci? Nie wiem, ale drażniło mnie to mocno podczas lektury.
Poza tym jednak rzecz jest zupełnie przyzwoita, szczególnie jak na debiut. Oto jest sobie Rachel, postać mocno żałosna, alkoholiczka z życiem rozwalonym wręcz modelowo, w dodatku na własne życzenie, więc trudno nam ją lubić. Co rano Rachel pokonuje pociągiem tę samą trasę i co rano przy okazji krótkiego postoju podgląda życie pewnej rodziny. Czego nie zobaczy to sobie dozmyśla i w efekcie jest przekonana, że doskonale zna mieszkańców regularnie oglądanego domu. Gdy więc któregoś ranka obejrzana przez okno pociągu scena mocno odbiega od zwyczajowych, w Rachel budzi się duch detektywa. Wkrótce okazuje się, że coś faktycznie jest na rzeczy, niestety Rachel ma mocno pod górkę - ponieważ jej nałóg jest dla wszystkich oczywisty, nikt nie traktuje jej poważnie, tym bardziej, że kobieta ma już na swoim koncie rozmaite wyskoki. Musi więc zmierzyć się nie tylko z sytuacją, ale i samą sobą, a że dochodzą do tego jej piętrowe problemy osobiste to jest całkiem ciekawie. 

Całość trzyma tempo i napięcie, ale gdzieś pod koniec wszystko siada jakby autorce nagle zabrakło koncepcji albo energii i finał nie jest przesadnie zaskakujący. Szkoda, ale i tak jest nieźle.

środa, 16 grudnia 2015

Małgorzata Musierowicz - "Feblik"



Kiedyś bardzo wyczekiwałam kolejnych części Jeżycjady, czułam się związana z jej bohaterami, ciekawiły mnie dalsze losy Borejków i ich przyjaciół. Ale to było dawno i nieprawda. Od dobrych kilku lat kupuję kolejne części cyklu wyłącznie z sentymentu, a dawne uczucie, że oto czytając Małgorzatę Musierowicz przenoszę się do innego, ciepłego i przytulnego wymiaru ustąpiło miejsca znużeniu i irytacji.
"Feblik" jest mimo wszystko nieco lepszy niż poprzednia "Wnuczka do orzechów". Wprawdzie fabuła jest nadal szczątkowa - leczący złamane serce Ignacy wpada na dawną, szkolną koleżankę i oczywiście rodzi się z tego prawdziwa miłość, a reszta Borejków po prostu spędza lato na wsi - ale jakimś cudem szczególnie mnie to nie znudziło.
Od dawnej Musierowicz dzielą wprawdzie "Feblika" lata świetlne, ale nikogo to chyba nie dziwi, więc nie dramatyzujmy.
Co jest natomiast straszne to zupełnie mdli bohaterowie. Wszyscy, co do jednego. Wyraziste siostry Borejko, stanowiące trzon dawnej Jeżycjady, po prostu zniknęły. Patrycja została sprowadzona do roli kuchty serwującej kolejne potrawy i zastanawiającej się jakie to lody podać na deser. Wrażliwa, inteligentna Natalia pojawia się w tle w dwóch czy trzech scenach jako zupełnie zbędny, bezbarwny twór. Dobiegająca pięćdziesiątki Ida ma chyba być szalona i nieobliczalna, a jest irytująca i sztuczna. No i Gabrysia, już raczej pani w mocno średnim wieku, opisywana przez autorkę tak, jakby nadal miała lat dwadzieścia.
Nieprzesadnie wyeksponowany jest na szczęście ojciec Borejko (kiedyś marzyłam, by mieć takiego tatę, dziś nie mogę się doczekać kiedy wreszcie Musierowicz go uśmierci).
No i przede wszystkim młode pokolenie. Ignacy jest może i uroczym nudziarzem, ale na litość boską, po co wpychać mu w usta te wszystkie drętwe frazesy? Potrafię zrozumieć niechęć autorki do całego chłamu, którym żyje współczesna młodzież, ale czy to wystarczający powód, by czynić bohaterem książki postać zupełnie oderwaną od rzeczywistości? Zupełnie nie rozumiem dlaczego w Jeżycjadzie nie może być pozytywną postacią ktoś, kto po prostu jest współczesny. Czy naprawdę autorka uważa, że przyzwoici ludzie to ci, którzy przy obiedzie przerzucają się cytatami z Sokratesa, a jak już zabierają dziewczynę na randkę to koniecznie śladami historii? Drażni mnie to bardzo, że świat Borejków jest coraz bardziej hermetyczny i coraz bardziej śmierdzący poczuciem wyższości nad gustującym w plebejskich rozrywkach ogółem.
Jasne, że przeczytam kolejną część, ale może pani Musierowicz powinna wreszcie zakończyć tę sagę i zająć się czymś nowym?