wtorek, 28 lutego 2017

Nic Pizzolatto - "Galveston"



Nic Pizzolatto wziął się za pisanie i trzeba przyznać, że z całkiem dobrym efektem. Powieściowy debiut twórcy serialowego hitu "True detective" jest prostą historią Roya, groźnie wyglądającego faceta zajmującego się zawodowo ściąganiem długów. Czasem wymaga to połamania komuś kości, czasem kończy się morderstwem, ot taka tam szemrana robota.
Poznajemy Roya w nienajlepszym momencie - właśnie dowiedział się, że jest śmiertelnie chory, a w dodatku kolejne zlecenie okazuje się pułapką, z której ledwie udaje mu się wyjść cało. Trzeba uciekać, zabierając ze sobą przypadkowo poznaną, nastoletnią prostytutkę imieniem Rocky. 
W warstwie fabularnej jest więc "Galveston" trochę książką sensacyjną, trochę powieścią drogi. Niby nic oryginalnego, a jednak okazuje się zaskakująco udane. Po pierwsze z powodu języka - ta książka jest po prostu dobrze napisana. Proste zdania, oszczędny styl, a od emocji aż gęsto. Po drugie z powodu bardzo dobrych portretów dwójki głównych bohaterów i ich wzajemnej relacji. Sponiewierani przez życie, pozbawieni marzeń i nadziei na lepszy los, choć przez chwilę mogą poczuć, że mają coś, kogoś ważnego. Jest coś głęboko poruszającego w ojcowskich uczuciach, jakie budzą się w Royu pod wpływem Rocky. 
Wszystko to przesiąknięte jest niesamowitym, mrocznym klimatem i choć opinie, że mamy do czynienia z arcydziełem uważam za przesadzone, to uważam "Galveston" za bardzo dobrą powieść. Mam nadzieję, że Pizzolatto będzie nadal pisał. 
 

niedziela, 19 lutego 2017

Justine Levy - "Zła córka"



Lubię Justine Levy za to, że tak przystępnie i lekko pisze o całkiem poważnych sprawach. Jej książki czyta się właściwie w jeden wieczór, ale bez poczucia, że oto obcowało się z czymś błahym. 

"Zła córka" to rzecz o niełatwej relacji dwóch kobiet. Podczas gdy starsza umiera na raka, jej córka odkrywa, że jest w ciąży. Louise targają silne emocje - choć wie, że powinna jak najwięcej czasu poświęcić matce, tak naprawdę interesuje ją tylko własny stan i to na nim chce się skupiać. Radość miesza się z przerażeniem, poczuciem winy i miłością do matki, która nigdy nie była ideałem. A potem dochodzi do tego niezwykle intensywnie przeżywana żałoba. 
Mnóstwo emocji w tej powieści, a bohaterka - choć jest rozpieszczoną, trochę infantylną egoistką, jednak budzi sympatię i współczucie.
Całkiem niezła książka.

piątek, 17 lutego 2017

Jojo Moyes - "Dziewczyna, którą kochałeś"



Najnowsza powieść Jojo Moyes różni się nieco od tych, które już czytałam. Akcja toczy się dwutorowo - na jednym planie mamy francuskie miasteczko podczas pierwszej wojny światowej i jedną z bohaterek, Sophie, a na drugim współczesny Londyn  i Liv, młodą wdowę po przejściach. Różne czasy, różne historie i wspólny mianownik w postaci pewnego obrazu. 
Ze wszystkich książek Moyes, które czytałam ta podoba mi się najmniej. Obie bohaterki mają wprawdzie smutne życiorysy, ale jakoś żadna nie budzi specjalnej sympatii. W historii Sophie wojna jest tylko mało przejmującym tłem, a większość problemów Liv sprawia wrażenie wydumanych. A już najmniej podobał mi się współczesny wątek damsko męski, który sprawia, że myślę o tej książce właściwie jak o zwykłym romansie. 
Nie mogę powiedzieć, że tak całkiem mi się nie podobało, ale gdybym od tej powieści zaczęła znajomość z autorką to raczej nie byłabym zainteresowana innymi jej dokonaniami.

wtorek, 7 lutego 2017

Hanya Yanagihara - "Małe życie"



Książka okrzyknięta w Ameryce i w Polsce wielką sensacją, a dla mnie literackie zaskoczenie. Po pierwszych stu stronach byłam lekko zirytowana - która to już powieść opisująca życiowe losy małej grupki związanych ze sobą ludzi? No nieźle napisane, fakt, ale gdzie ta sensacja? Po kolejnych dwustu czułam znudzenie - czy naprawdę Yanagihara zamierza wałkować w kółko jeden temat? A potem coś się stało. Bo nagle rozpisana na kilkadziesiąt lat historia czworga przyjaciół zaczęła mnie obchodzić. Przestał mnie wkurzać główny bohater, Jude, obdarzony przez autorkę życiem tak trudnym i bolesnym, że aż niewiarygodnym. Przymknęłam oko na naiwną czarnobiałość objawiającą się podejrzaną życiową równowagą - w "Małym życiu" cierpienia są ostatecznie wynagradzane miłością, a złe uczynki karane, jeśli nie przez ludzi to przez przewrotny los.
To nie jest książka doskonała, nie jest też wybitna, ale ma w sobie jakąś prawdę o ludziach i życiu. Tym co mnie w niej najbardziej poruszyło nie były wcale dramatyczne losy Jude'a, prawdę mówiąc one akurat zrobiły na mnie najmniejsze wrażenie. Relacje Jude'a z pozostałymi bohaterami, coraz głębsze więzi między nimi, wzajemna troska i skazane na porażkę poszukiwanie sensu życia. Odkrycie, do którego w którymś momencie wszyscy dorastamy - że czasem miłość to za mało. O tym pisze Yanagihara z zadumą i empatią, i to mnie do tej książki najbardziej przekonało. Warto było poświęcić jej kilka wieczorów.