środa, 27 stycznia 2016

Krzysztof Pyzia, Wojciech Pokora - "Z Pokorą przez życie"


Wszyscy chyba kojarzą Wojciecha Pokorę, choćby z filmów Barei czy świetnych programów Olgi Lipińskiej. Bardzo lubię tego aktora, dziś już pana po osiemdziesiątce. Nie pojawia się wprawdzie w filmach i telewizji, ale wciąż jest aktywny zawodowo w teatrze. To robi wrażenie, przyznaję. 

Z książką Krzysztofa Pyzi mam pewien problem. Z jednej strony, kierowana sympatią do pana Pokory, cieszę się, że taka publikacja w ogóle powstała. Z drugiej zaś czuję ogromny niedosyt i chyba jednak zawód. 
Owszem, z przyjemnych rozmów przy serniczku i kawie dowiadujemy się skąd w ogóle wzięło się w życiu bohatera aktorstwo, które role były dla niego ważne, a których nie znosi, jest tu też trochę o życiu prywatnym (kilkudziesięcioletnie małżeństwo z ukochaną Hanią, bardzo zresztą sympatyczną kobietą). 
Ale jakieś to wszystko jest płaskie i jakby ślizgające się po powierzchni. Ot, taka milutka laurka, jak wygładzone wywiady celebrytów w kolorowych pisemkach.
Coś mi tu po prostu nie zagrało i na pewno nie jest to wina Wojciecha Pokory - może i jest starszym panem, ale widziałam go ostatnio w nakręconym w tym roku programie i nie mam wątpliwości, że potrafi opowiadać składnie, dowcipnie i ciekawie, a ta książka jest, no cóż,  po prostu nijaka. Wypada blado choćby w porównaniu z napisaną w podobnej formule biografią Piotra Fronczewskiego, którą właśnie czytam. 
Powiem więc tak - jeśli ktoś lubi pana Pokorę to warto przeczytać, ale tylko dlatego, że nie ma na rynku innych publikacji na jego temat.
 

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Sue Monk Kidd - "Sekretne życie pszczół"



Jedna z tych książek, które niby mają wszelkie cechy, by zasłużyć na miano ckliwego czytadła, a jednak okazują się całkiem niezłe, i to nie tylko w dostarczaniu wzruszeń.
Lata sześćdziesiąte, Południowa Karolina. Czternastoletnia Lily nie ma w życiu lekko. Wychowywana przez agresywnego ojca, w ciągłym poczuciu winy za przypadkowe spowodowanie śmierci matki. Jedynie krnąbrna opiekunka, Rosaleen, przejmuje się losem dziewczynki.
Na skutek dramatycznych wydarzeń Lily i Rosaleen uciekają z miasta. Schronienie znajdują w domu czarnoskórych sióstr Boatwright, prowadzących dobrze prosperującą pasiekę. Po raz pierwszy w życiu Lily czuje się akceptowana i potrzebna. Ma też przeczucie, że miejsce, w którym ma szansę odnaleźć spokój było ważne dla jej matki. Czy tak faktycznie jest? I co stanie się kiedy na farmie pojawi się w końcu ojciec małej uciekinierki? 

To powieść o dojrzewaniu i szukaniu odpowiedzi na fundamentalne pytania, ale przede wszystkim o nietolerancji i o tym jak ohydni potrafią być ludzie. W świecie Lily normą jest kwitnący rasizm, dzielący ludzi na normalnych białych i gorszych, głupszych i brudnych czarnuchów. Dopiero u sióstr Boatwright, otoczona wyłącznie czarnoskórymi ludźmi, dziewczynka zaczyna prawdziwie dostrzegać rażącą nierówność społeczną i zastanawiać się nad nią. 

"Sekretne życie pszczół" jest lekko, dobrze napisane. To chyba dobra książka by zachęcić do czytania kogoś, kto za książkami nie przepada (podobno są tacy ludzie...). Uwodzi klimatem. Czytałam ją w swoim fotelu opatulona kocem, pod ręką miałam kubek kakao, a za oknem padał śnieg, a jednak czułam się jakbym była na gorącym, amerykańskim południu, otoczona bzyczącymi pszczołami i oślepiona słońcem. 
Są tu też całkiem, moim zdaniem, udane portrety kobiece. Jest trochę zabawnie, trochę wzruszająco, trochę mądrze - na szczęście nie "mądrością" w stylu Coelho. To po prostu przyjemna w czytaniu powieść, lekka, ale dotykająca czegoś ważnego. Polecam.

wtorek, 12 stycznia 2016

Andy Weir - "Marsjanin"


Przeczytałam tę książkę niedługo po tym jak obejrzałam film, będący jej ekranizacją. I stała się rzecz dziwna - choć film okazał się bardzo wiernie trzymać literackiego pierwowzoru, ta powieść ani trochę mnie nie znudziła. Niesamowite.
Kto widział film ten wie o co chodzi. Reszcie powiem, że fabuła koncentruje się na losach pewnego astronauty. Wskutek wyjątkowo nieszczęśliwego zbiegu okoliczności koledzy Marka, przekonani, że ten nie żyje, a zmuszeni do nagłego opuszczenia Marsa, pozostawiają go na powierzchni czerwonej planety. A Mark, zamiast zginąć w trakcie kosmicznej burzy, uchodzi z niej z grubsza cało. To dla niego dobra wiadomość - udało mu się przeżyć. To też dla niego zła wiadomość - udało mu się przeżyć, ale na nieprzyjaznej, mroźnej i jałowej planecie. Ma wprawdzie do dyspozycji stację kosmiczną, ale z ograniczonymi zasobami tlenu i pożywienia oraz wody, w dodatku bez możliwości nawiązania łączności z NASA, a inni członkowie misji, w której brał udział są pewni, że gość nie żyje. Słowem - nikt po niego nie wróci i jest skazany wyłącznie na siebie. Choć wie, że ma bardzo znikome szanse na przetrwanie, podejmuje walkę, za sojusznika mając wyłącznie własną wiedzę i naukę. 

Choć nie brakuje w tej książce naukowych wywodów (ponoć trzymających się kupy) to bardzo lekko jest to wszystko napisane. Temat, który aż prosi się o to by potraktować go z typowym amerykańskim napuszeniem, jest tu ograny wyjątkowo wdzięcznie i w efekcie "Marsjanin" nie tylko trzyma w napięciu, ale jest też po prostu zabawny. 
Bardzo sympatyczna lektura, polecam.
 

niedziela, 10 stycznia 2016

Anna Blundy - "Ślepa wiara"


Zabrałam się za lekturę wczoraj wieczorem i nie spałam do drugiej, bo po prostu musiałam doczytać do końca. Kilka lat temu czytałam inną powieść Anny Blundy i też mi się podobała, ale chyba nie aż tak. 
Sama nie wiem co takiego jest w tej książce. Na pewno świetna główna bohaterka - korespondentka wojenna Faith Zanetti. Redakcja, dla której pracuje, wysyła ją do Iraku, gdzie trwa polowanie na Saddama Husajna. Zanosi się na długie dni nudnego przesiadywania w hotelu pełnym innych dziennikarzy, picie wódki od rana i czekanie na temat, o którym warto napisać. Ale na miejscu sprawy idą zupełnie niespodziewanym torem i Faith ma szansę na prawdziwie sensacyjny materiał. 

Jest w "Ślepej wierze" tempo, niezłe dialogi, szybka akcja, ciekawe postacie drugoplanowe i całkiem niegłupie spostrzeżenia na temat relacji międzyludzkich. Autorka jest dziennikarką, jej ojciec był korespondentem wojennym, wydaje się, że Blundy po prostu wie o czym pisze. Świetnie oddaje klimat dziennikarskiego światka, momentami czytając czułam się jakbym siedziała w hałaśliwym holu bagdadzkiego hotelu otoczona przez przekomarzających się, pokrzykujących reporterów. 
Jest tu też wątek romansowy, bowiem cyniczna i pragmatyczna Faith po raz pierwszy w życiu się zakocha. Na szczęście nie oznacza to dla czytelnika zmiany kursu na ckliwy kicz. W życiu Zanetti nic nie układa się standardowo, więc nowa znajomość musi wiązać się z piętrowymi komplikacjami i emocjami jak na karuzeli - zwłaszcza wtedy gdy Faith uświadomi sobie, że tak naprawdę nie wie kim jest człowiek, dla którego straciła głowę. Czy faktycznie dzieli się z Faith sensacyjnymi tematami czy może próbuje ją zmanipulować?
A wojna trwa w najlepsze, nie dając o sobie zapomnieć i jakoś tak to jest napisane, że słychać jej odgłosy w tle. 

Tak, to jest książka sensacyjna, nic więcej. Ale ma taką atmosferę, że jej lektura sprawiła mi wyjątkową przyjemność.

 

czwartek, 7 stycznia 2016

Sylwia Chutnik - "Jolanta"


Piękna w formie i przejmująco smutna w treści opowieść o zwykłej kobiecie. 
Wzrastająca w warszawskim blokowisku Jolanta od zawsze ma pod górkę. Wczesny rozwód rodziców, matka z rozmachem przechodząca kolejne etapy porzucenia, niezainteresowany dziećmi ojciec, brat raczej obojętny niż opiekuńczy, doświadczenie gwałtu. I śmierć. Śmierć dotykająca tych, z którymi Jolanta czuje jakąś bliskość, a także śmierć przypadkowa, jakby obok, ale ocierająca się o jej życie od zawsze. 
Dziewczyna próbuje jakoś umościć się w rzeczywistości, ale efekty są katastrofalne. Małżeństwo z pierwszym zainteresowanym chłopakiem, przypadkowe macierzyństwo, brak pracy i perspektyw, nikogo prawdziwie bliskiego.

Smutna to powieść o samotności i strachu. O tym jak powielamy zachowania rodziców nawet gdy tego nie chcemy. Czasem nie da się uciec od wzorca wdrukowanego w nasze głowy. Jolanta jest nieszczęśliwa i samotna. Chciałaby kochać, ale nie wie co to właściwie znaczy. Chciałaby być dobrą matką, ale zdarza jej się zapomnieć o wózku z córką pozostawionym pod sklepem. Chciałaby uciec, więc pije ukradkiem jak jej matka. W końcu chciałaby nie być.

Może to studium samotności, może szaleństwa, trudno powiedzieć. Ale ta książka jest po prostu przejmująca.
 

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Marc Elsberg - "Blackout"


Wkurzacie się kiedy raz na jakiś czas wyłączą wam prąd? To tylko kilka godzin, ale sama wiem jak komplikuje życie. A gdyby tak prądu nie było przez dwa dni? Albo przez tydzień? Nie tylko na waszym osiedlu, w całym mieście. W całym kraju. Wyobraźcie sobie, że nie tylko nie możecie zagotować wody na herbatę. Nie możecie też umyć się, ugotować obiadu, zatankować samochodu. Nie włączycie komputera ani nie naładujecie telefonu. Nie wypłacicie pieniędzy z bankomatu. Nie zrobicie zakupów, bo żywność w sklepach zepsuła się, tak samo jak ta w hurtowniach. Nie działa ogrzewanie, nie ma wody w kranach, a jeśli akurat leżycie w szpitalu to macie wielkiego pecha - zasilanie awaryjne rozwiąże sprawę na kilkadziesiąt godzin, potem padnie na dobre. 

Taki właśnie świat opisuje Elsberg, tylko nie ogranicza się do jednego miasta - w jego książce pozbawiona prądu zostaje cała Europa i kawałki reszty globu. Co stanie się z ludzkością w obliczu takiego załamania? Czy w ogóle jest szansa na ocalenie skoro elektrownie jądrowe są na skraju katastrofy? Jak przetrwać w świecie, w którym zdobycie czegoś do jedzenia i picia staje się wyzwaniem, i jak to wszystko wpływa na ekonomiczną sytuację krajów, kontynentów, świata? Jak szybko z dobrych, niosących pomoc bliźnim ludzi staniemy się bezwzględnymi łowczymi, złodziejami, może i mordercami? W końcu gra toczy się o przetrwanie.

"Blackout" pokazuje jak mógłby wyglądać świat gdyby terroryści byli w stanie po prostu sparaliżować dostawy prądu. Uświadamia też jak kruche jest nasze poczucie bezpieczeństwa, bo obawiam się, że wizji autora nie można po prostu włożyć między bajki. 
Generalnie więc daje do myślenia, ale narracja zupełnie mnie nie porwała. Powiem wprost - ta książka po prostu mnie nudziła. Czytałam ją na raty chyba przez dwa miesiące, nie byłam w stanie zaangażować się ani w temat, ani w historie poszczególnych bohaterów. Może za dużo ich było, może za dużo przeskoków między postaciami, może mam za grubą skórę. Doceniam pomysł autora i faktycznie, jak się nad tym zastanowić to ciarki po plecach przebiegają, ale jako całość raczej mnie to wymęczyło niż zaintrygowało. Choć wiem, że innym się podoba :)