wtorek, 24 września 2013

Małgorzata Potocka, Krystyna Pytlakowska "Obywatel i Małgorzata"



Uwielbiam twórczość Grzegorza Ciechowskiego. Nie ma w tym żadnej przesady. Uważam, że nikt w Polsce tak pięknie nie pisał o miłości i nikt nie tworzył tak zmysłowych piosenek.
Kupiłam tę książkę kierowana ciekawością - czego jeszcze dowiem się o swoich ukochanym muzyku?
Niestety, dałam się oszukać. Należało tytuł potraktować wprost i nie oczekiwać wspomnień o Ciechowskim - prawda jest bowiem taka, że to przede wszystkim rzecz o Małgorzacie Potockiej i o tym jak najpierw związek z Obywatelem wstrząsnął jej światem, a później go zniszczył.

Jest tu bardzo niewiele wiadomości o artystycznym życiu Ciechowskiego, o tworzeniu płyt, koncertach czy nawet, niech już będzie, o życiowych rozterkach. Za to mnóstwo o wspaniałej Małgorzacie Potockiej, która była muzą i motorem napędowym dla muzyka, która wręcz jako pierwsza pokazała mu świat, przedstawiła znanych ludzi, poznała z prawdziwą sztuką. To trochę tak jakby ktoś opowiadał - nawet zdolny to był facet, ale dopiero kiedy mnie poznał rozwinął skrzydła, biedny wieśniak. A potem ten sam biedny wieśniak okazał się niewdzięczny i porzucił swoją muzę dla innej, mniej wymagającej niewiasty.

Rozczarowanie, niestety. Czyta się to z autentycznym zażenowaniem - choćby wtedy gdy Potocka wspomina o swojej następczyni u boku artysty. Nie ma w tym ani umiaru, ani klasy, jest za to dużo nieprzyjemnych emocji.

Ponieważ od śmierci Ciechowskiego minęło wiele lat, a od jego rozstania z Potocką jeszcze więcej, to całość sprawia wrażenie dość rozpaczliwej próby zwrócenia na siebie uwagi. Nie wiem, może Małgorzata Potocka jest fantastyczną osobą, ale mam wrażenie, że jej ego jest zdecydowanie zbyt wybujałe.

Niepotrzebna książka, niepotrzebny niesmak.

piątek, 6 września 2013

Delphine de Vigan - "Ukryte godziny"



Cudna powieść, której nie przeczytałabym nigdy gdyby nie zachęcająca recenzja na jakimś książkowym blogu sto lat temu.
Mathilde, wdowa wychowująca trzech synów i Tibault, internista odpowiadający na telefoniczne wezwania pacjentów.
Żyją w tym samym mieście, dużym, pięknym, mieście, które jest nie tylko tłem, ale właściwie trzecim bohaterem książki. 

Tibault ma zlamane serce i poniekąd złamane życie - wypadek, który pozbawił go trzech palców, na zawsze pogrzebał marzenia o byciu chirurgiem. Mathilde robi błyskotliwą karierę w dużej firmie, po śmierci męża wychowuje dzieci i łapie równowagę. Jedno wypowiedziane zdanie sprawia, że staje się wrogiem i ofiarą swojego szefa. Stopniowo traci pozycję, zadania do wykonania, własny gabinet, szacunek współpracowników.

Niezwykle sugestywnie maluje de Vigan obraz wielkiego miasta, w którym błogosławiona anonimowość okazuje się przekleństwem, a poranieni przez metropolię ludzie chodzą ścieżkami, które nigdy się nie przetną.
Ciekawiły mnie losy połamanego przez życie Tibault, ale muszę przyznać, że to mobbingowana Mathilde interesowała mnie najbardziej.

Świetna opowieść o samotności w wielkim mieście, o samotności tak naprawdę zawsze, bardzo prawdziwa, bardzo bez złudzeń.
Tak łatwo byłoby zrobić z niej sentymentalne czytadło w stylu Musso czy Parsonsa, na szczęście autorka opiera się tej pokusie. 
Bez histerii i spokojnie opisuje samotność jednostki w mieście pełnym ludzi, a historia Mathilde, która z firmowej gwiazdy staje się kimś, o kim nikt nawet nie wspomina, jest naprawdę wstrząsająca.

Może nie zachwyt, ale prawie.