środa, 6 maja 2015

Philip Roth - "Kompleks Portnoya"



Trochę mi było wstyd, że zupełnie nie kojarzę książek Rotha, który podobno jest jednym z najwspanialszych pisarzy współczesnych, więc w końcu musiałam na niego trafić. 
"Kompleks Portnoya" jest bardzo zabawną czytanką o amerykańskim Żydzie, napędzanym przez swoją seksualność i głównie na tej seksualności skupionym. W długim monologu wygłaszanym na użytek psychoterapeuty, trzydziestoparoletni Alexander Portnoy mierzy się z własnym dzieciństwem (zdecydowanie nadopiekuńcza matka, raczej przegrany ojciec i starsza siostra oraz jej wielce pomocna podczas masturbacji bielizna). 
Powieść została onegdaj okrzyknięta mianem bardzo skandalizującej. Dziś to nie miałoby prawa się zdarzyć, ponieważ nieliczne sceny seksu czy też erotyczne aluzje są tu raczej komiczne niż perwersyjne i trudno mi sobie wyobrazić żeby kogokolwiek mogły zgorszyć.
Dla mnie ta powieść to po prostu portret pogubionego, nieco żałosnego faceta po trzydziestce, który próbuje dojść ze sobą do ładu. Podobieństwa do filmów Woody'ego Allena są oczywiste (neurotyczny, skupiony na seksie Żyd intelektualista w roli głównej).
Lekko, zabawnie napisane - tak, ale skandalizujące absolutnie nie. Nie żebym się nagle jakoś strasznie zakochała w prozie Rotha, ale chętnie się z nim bliżej poznam. 


wtorek, 5 maja 2015

Marek Raczkowski - "Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki"



Nie jest to książka, z której dowiecie się czegoś rewolucyjnego o prawach rządzących światem. W ogóle nie jest to ważna książka. Jest to, powiedziałabym, książka zupełnie nieważna, błaha, lecz do czytania dla relaksu idealna. 
To po prostu zapis rozmowy dwójki dobrych znajomych - Magda Żakowska ciągnie za język jednego z najbardziej rozpoznawalnych rysowników w Polsce i efekt tego jest, uważam, całkiem ciekawy. 
Najbardziej ujmujące w Raczkowskim jest to, że nie próbuje udawać kogoś kim nie jest. Czyni to z niego absolutny ewenement w polskim światku celebrytów, w którym nasze rodzime sławy uparcie twierdzą na przykład, że nie robiły sobie żadnych operacji plastycznych, nawet jeśli gołym okiem widać, że nagle mają dwa razy mniejsze nosy i dwa razy większe usta, a jeśli chodzi o narkotyki to może kiedyś w liceum raz zapalili trawę, ale im się nie podobało i nigdy więcej. 
Marek Raczkowski opowiada o sobie zupełnie po prostu i bez napinki, ponieważ ma cechę, którą bardzo w ludziach cenię -  w ogóle nie przejmuje się opiniami ludzi, którzy nie są mu bliscy. 
Nie robi więc z siebie rycerza na białym koniu tylko opowiada jakim jest kobieciarzem, nie próbuje udawać, że nie nadużywa alkoholu, zupełnie wprost mówi o zażywaniu narkotyków kiedy ma na to ochotę, otwarcie przyznaje się do korzystania z usług prostytutek i wyjaśnia dlaczego z kilkoma się przyjaźni, nie ma problemu z mówieniem o finansowych problemach. 
 I choć może to brzmieć mało zachęcająco to okazuje się, że daleko mu do oślizłego, odpychającego typa. Bo Raczkowski jest po prostu inteligentnym, zabawnym człowiekiem. Nie wiem czy poszłabym z nim do łóżka, ale na wódkę na pewno.

poniedziałek, 4 maja 2015

Małgorzata Halber - "Najgorszy człowiek na świecie"



O tej książce napisano już chyba wszystko. Ja, po tym jak na jedno posiedzenie wchłonęłam ponad połowę, na dłuższy czas odłożyłam ją na bok, by potem resztę doczytać na raty. Nie wiem dlaczego, chyba nie byłam w stanie udźwignąć emocji przekazywanych przez Małgorzatę Halber.
Podstawowym pytaniem jest oczywiście to na ile Krystyna, bohaterka książki, jest jej autorką. Ja, być może bez sensu i bez uzasadnienia, założyłam, że jest to prawie jeden do jednego - w końcu Halber głośno mówi o swoim uzależnieniu i wydaje się, że "Najgorszy człowiek" w dużym stopniu jest po prostu zapisem jej doświadczeń.
Moim zdaniem największą siłą tej książki jest właśnie to, że sprawia wrażenie relacji z pierwszej ręki. Nie jest, jak choćby Pilchowe "Pod mocnym aniołem" czymś na kształt baśni o piciu, w ogóle jest mniej o piciu, a bardziej o tym jak się z tego picia wychodzi. 
Ta książka pomaga przemóc stereotypy. Niby każdy w miarę świadomy człowiek wie, że alkoholizm nie zależy od statusu materialnego, wykształcenia ani wspaniałej kariery, a jednak "Najgorszy człowiek" uświadamia nam to jakby bardziej. Te słowne screenshoty z mitingów, na których pani tworząca telewizyjne programy, gdzieś tam pewnie rozpoznawalna (choć mam wrażenie, że mniej, niż sama myśli) zderza się z panem żulem podchodzącym do odwyku po raz enty, te wszystkie postacie, które wydają się tak zdeterminowane, by wyjść z nałogu, a potem po prostu znikają ze spotkań i nikt o nich więcej nie słyszy. 

Ta książka nie jest powieścią. To bardzo intymny zapis radzenia sobie z problemem, przy czym nie jest to zapis przesadnie ugładzony. Jest to relacja, która nam mówi jasno - czasem się nie udaje. Nie udaje się raz, dwa razy, dziesięć razy. I wtedy można albo machnąć na wszystko ręką, albo spróbować po raz jedenasty. 

Nie potrafię "Najgorszego człowieka" ocenić. Ale wiem, że to jest ważna książka.