środa, 16 grudnia 2015

Małgorzata Musierowicz - "Feblik"



Kiedyś bardzo wyczekiwałam kolejnych części Jeżycjady, czułam się związana z jej bohaterami, ciekawiły mnie dalsze losy Borejków i ich przyjaciół. Ale to było dawno i nieprawda. Od dobrych kilku lat kupuję kolejne części cyklu wyłącznie z sentymentu, a dawne uczucie, że oto czytając Małgorzatę Musierowicz przenoszę się do innego, ciepłego i przytulnego wymiaru ustąpiło miejsca znużeniu i irytacji.
"Feblik" jest mimo wszystko nieco lepszy niż poprzednia "Wnuczka do orzechów". Wprawdzie fabuła jest nadal szczątkowa - leczący złamane serce Ignacy wpada na dawną, szkolną koleżankę i oczywiście rodzi się z tego prawdziwa miłość, a reszta Borejków po prostu spędza lato na wsi - ale jakimś cudem szczególnie mnie to nie znudziło.
Od dawnej Musierowicz dzielą wprawdzie "Feblika" lata świetlne, ale nikogo to chyba nie dziwi, więc nie dramatyzujmy.
Co jest natomiast straszne to zupełnie mdli bohaterowie. Wszyscy, co do jednego. Wyraziste siostry Borejko, stanowiące trzon dawnej Jeżycjady, po prostu zniknęły. Patrycja została sprowadzona do roli kuchty serwującej kolejne potrawy i zastanawiającej się jakie to lody podać na deser. Wrażliwa, inteligentna Natalia pojawia się w tle w dwóch czy trzech scenach jako zupełnie zbędny, bezbarwny twór. Dobiegająca pięćdziesiątki Ida ma chyba być szalona i nieobliczalna, a jest irytująca i sztuczna. No i Gabrysia, już raczej pani w mocno średnim wieku, opisywana przez autorkę tak, jakby nadal miała lat dwadzieścia.
Nieprzesadnie wyeksponowany jest na szczęście ojciec Borejko (kiedyś marzyłam, by mieć takiego tatę, dziś nie mogę się doczekać kiedy wreszcie Musierowicz go uśmierci).
No i przede wszystkim młode pokolenie. Ignacy jest może i uroczym nudziarzem, ale na litość boską, po co wpychać mu w usta te wszystkie drętwe frazesy? Potrafię zrozumieć niechęć autorki do całego chłamu, którym żyje współczesna młodzież, ale czy to wystarczający powód, by czynić bohaterem książki postać zupełnie oderwaną od rzeczywistości? Zupełnie nie rozumiem dlaczego w Jeżycjadzie nie może być pozytywną postacią ktoś, kto po prostu jest współczesny. Czy naprawdę autorka uważa, że przyzwoici ludzie to ci, którzy przy obiedzie przerzucają się cytatami z Sokratesa, a jak już zabierają dziewczynę na randkę to koniecznie śladami historii? Drażni mnie to bardzo, że świat Borejków jest coraz bardziej hermetyczny i coraz bardziej śmierdzący poczuciem wyższości nad gustującym w plebejskich rozrywkach ogółem.
Jasne, że przeczytam kolejną część, ale może pani Musierowicz powinna wreszcie zakończyć tę sagę i zająć się czymś nowym?

2 komentarze:

  1. Jak dobrze, ze kiedys tam juz przestalam czytac i juz do Jezycjady nie wrocilam... wspomnienia mam przynajmniej znosne (bo juz wtedy sie pogarszala znaczaco).

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie najbardziej boli to, jak bardzo została znijaczona moja ulubiona niegdyś postać czyli Laura vel Tygrys.

    OdpowiedzUsuń