niedziela, 5 grudnia 2010

Kazuo Ishiguro - "Nie opuszczaj mnie"


Sporo się ostatnio w moim życiu dzieje, czasu na czytanie jakby mniej, a i do opisania wrażeń z kolejnych lektur trudno się zebrać. Ale trzeba się zmobilizować, bo jak tak dalej pójdzie to zapomnę co czytałam i jakie towarzyszyły temu emocje :)


Zamknięta szkoła z internatem - oto tło książki Kazuo Ishiguro. Szkoła jest nieco dziwna, bo uczniowie nigdy jej nie opuszczają, nikt też nie przyjeżdża do nich w odwiedziny. Nauczyciele ogromny nacisk kładą na kreatywność swoich podopiecznych. Teren szkoły to dla jej wychowanków cały świat - gdzieś na zewnątrz jest jakaś inna rzeczywistość, o której dzieci mają pojęcie tak mgliste, że właściwie żadne.

Narratorką jest Kathy, jedna z uczennic. To jej oczami patrzymy na zamknięty wszechświat Hailsham i śledzimy perypetie grupy przyjaciół - najpierw dzieci, potem nastolatków, w końcu dorosłych. Stopniowo dowiadujemy się czym tak naprawdę jest Hailsham i jaki los czeka mieszkające w szkole dzieci. A gdy już staje się to jasne, co zresztą nie jest dla czytelnika wielkim szokiem, autor odkrywa bowiem tajemnicę po kawałeczku, zaczynamy się zastanawiać jak to możliwe, że uczniowie się nie buntują? Że nie próbują uciekać tylko godzą się na to co je czeka niczym bezmyślne owce prowadzone na rzeź? To dla mnie tak samo dziwne jak fakt, że bohaterowie powieści właściwie nie próbują dociekać co ma się wydarzyć. Wystarczają im niejasne uwagi, plotki i informacje o tajemniczych donacjach, ale nikt nie próbuje wnikać o co tak naprawdę chodzi.


Trudno mi jednoznacznie określić własne wrażenia. Można przyjąć, że Ishiguro zadaje w tej książce pytania o istotę człowieczeństwa, o granice ingerencji w działanie natury, ale ani nie są to pytania odkrywcze, ani nowe i w tym sensie powieść straciła na aktualności. Gdy zaś odrzeć "Nie opuszczaj mnie" z tej pseudofilozoficznej otoczki, zostaje nam po prostu książka o dorastaniu, a jeśli się bardzo uprzemy - książka o dorastaniu ocierająca się w jakimś stopniu o fantastykę. Czyta się to dobrze i miło, wiem też, że dla wielu osób była to lektura bardzo poruszająca. Dla mnie mniej. Największym mankamentem książki jest to, że zupełnie nie dotknęły mnie losy głównych bohaterów. Ich bierność i kompletny brak chęci do walki o własną przyszłość spowodowały po prostu, że nie byłam w stanie im współczuć i w gruncie rzeczy uznałam, że zasługują na to co ich czeka.


Podsumowując - niezła powieść o dojrzewaniu w zniekształconej rzeczywistości. Nie jest to jednak książka, której wspomnienie będę nosić w sobie latami.


4 komentarze:

  1. Czyli takie czytadełko. A Fabuła mnie jak najabrdziej przekonuje:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja kończę właśnie jego "Kiedy byliśmy sierotami". Też bez fajerwerków.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sara, nie chciałam używać tego słowa:) Worek z napisem "czytadła" rezerwuję dla Jodi Picoult i jej podobnych, Ishiguro to jednak nieco wyższy poziom. Ale tylko nieco :-)

    Katarzyna - ja chyba jeszcze sięgnę po "Okruchy dnia", bo wiele zachwytów słyszałam, ale szczerze mówiąc mam kiepskie przeczucia...

    OdpowiedzUsuń
  4. A dla mnie to rewelacyjna książka, poruszająca.Ta bierność a właściwie pogodzenie się z tym co według bohaterów jest nieuchronne, jest wstrząsająca. Książka stawia pytania ale nie kładzie na tależu odpowiedzi. Myślę że ta opowieść zostanie ze mną długo.
    Kaśka

    OdpowiedzUsuń