Lubię książki Yates'a, pisane prostym językiem, czyta się to szybko i bez zgrzytów, a do tego zawsze dotykają życia na tyle wiarygodnie, że kupuję fabułę natychmiast.
Notka na okładce "Miasteczka Cold Spring Harbor" głosi, że to historia życia Evana. Z tym się zgodzić nie mogę - moim zdaniem to pierwsza książka Yates'a, w której nie ma jednoznacznie głównego bohatera i może dlatego najsłabsza.
Jest to, w gruncie rzeczy jak zawsze u tego pisarza, opowieść o zmarnowanych nadziejach, nudnym, nijakim życiu i marzeniach pogrzebanych zanim jeszcze miały szansę stać się rzeczywistością.
Młody Evan, szkolny chuligan, którego największą pasją są samochody, żeni się, kiedy jego dziewczyna zachodzi w przypadkową ciążę. Małżeństwo (oczywiście) prędko się kończy, ale Evan szybko wikła się w kolejny związek, z dziewczyną poznaną w dość specyficznych okolicznościach. Nowy związek nie jest jednak dla Evana świadomie wybraną drogą, lecz raczej czymś, w co wpadł jakby mimochodem i co z automatu przekreśla jego marzenia o studiowaniu i samorozwoju. Przystojny, wygadany chłopak ląduje na marnej posadce, mieszka z teściową i szwagrem, wdaje się w romans z byłą żoną i generalnie wiedzie życie prowadzące donikąd.
Tłem tej smutnej opowiastki są malownicze lata 40 - te, znerwicowane kobiety pijące zbyt dużo alkoholu i wyzierające ze wszystkich kątów widmo porażki.
Czytałam już o niebo lepsze powieści Yates'a, "Miasteczko" traktuję jako wprawkę, rzecz czysto rozrywkową. Nie dostarcza zbyt wiele materiału do przemyśleń, ale i nie sprawia dotkliwej przykrości. Warto, lecz nie polecam zaczynać od tej książki znajomości z prozą Yates'a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz