Szukałam czytadła, które by mnie wciągnęło i proszę - wreszcie znalazłam. Uściślę jednak od razu - jeśli ta książka jest czytadłem to z górnej półki.
Australijczyk Lin, niegdyś pisarz, potem heroinista, wreszcie zbieg z nieźle strzeżonego więzienia, uciekając przed wymiarem sprawiedliwości trafia do Indii. Fałszywy paszport, zerwane więzi, brak możliwości powrotu do rodzinnego kraju. Bombaj, mający być chwilowym schronieniem, od pierwszych chwil kradnie serce Lina i staje się jego domem na kilka lat. Na drodze bohatera pojawiają się przypadkowi ludzie, dzięki którym całe jego życie zyskuje sens. Świat Lina nie jest jednak miejscem spokojnej medytacji. To świat szemranych interesów, współpracy z mafią, pobytów w więzieniu i przepełnionych slumsów, które dają mu schronienie, przyjaźń i bezinteresowną miłość.
Uderzające jest to, jak bardzo Lin wsiąka w Bombaj - dzieje się to właściwie od pierwszych chwil po wyjściu z samolotu - i jak od razu oddaje miastu swoje serce.
"Shantaram" nazwałabym powieścią awanturniczą, zapisem bardzo barwnego życia. Tym, co odróżnia ją od innych książek z cyklu rzucił-wszystko-i-zamieszkał-w-odległym-kraju jest po pierwsze tło tego rzucenia, w tym przypadku wymuszone przez okoliczności, no i sam Bombaj został wybrany chyba nieco na ślepo. Po drugie nie ma tu całej tej wielce uduchowionej otoczki, której po prostu nie trawię - w "Shantaram" jasne jest od początku, że bohater raczej ucieka przed sprawiedliwością niż próbuje zgłębiać pokłady swej duchowości. A że ta ucieczka generuje kolejne przygody i wpędza go w inne kłopoty, to już inna sprawa.
Najciekawsze jest to, że autor oparł fabułę na własnych doświadczeniach. Oczywiście nie wiemy na ile zazębia się ona z rzeczywistością, ponieważ jednak dość często w trakcie lektury dopadała mnie myśl "no nie, to mało prawdopodobne", jestem skłonna uwierzyć, że Roberts spisał po prostu wszystko jeden do jednego. Nie od dziś wiadomo, że rzeczy teoretycznie najmniej możliwe, okazują się stuprocentową prawdą.
Książkę czyta się bardzo dobrze, są momenty, kiedy naprawdę solidnie wciąga. Dla mnie największym hitem są dialogi Lina z Prabakerem, z powodu angielszczyzny tego ostatniego tak absurdalnie zabawne, że nie sposób się głośno nie śmiać. Nie da się jednak ukryć, że Roberts wielkim pisarzem nie jest i kompletnie wykłada się na momentach, kiedy opisuje swoją ukochaną - peany na cześć jej ust przypominających płatki róż są po prostu kiczowate i boleśnie słabe.
Niemniej "Shantaram" oceniam całkiem wysoko, a już na pewno taki opis Indii przemawia do mnie o wiele bardziej niż uduchowione zachwyty z bestsellerów typu "Jedz, módl się, kochaj".
W powieści Robertsa ujmuje mnie jego zachwyt codziennym życiem Bombaju i nie tylko wierzę autorowi, że w slumsach odnalazł spokój i szczęście, ale i trochę mu zazdroszczę i może sama bym tak chciała…?
Wierzę, że dla niektórych "Shantaram" jest powieścią kultową. Jeśli o mnie chodzi dostarczyła mi porządnej rozrywki na dobrym poziomie i jako bardzo dobre czytadło mogę ją z czystym sumieniem polecić.
Byłam bardzo ciekawa jak odbierają tą książkę inni :) Mnie się bardzo podobała.
OdpowiedzUsuńcórka się ze mnie śmieje, bo zakupiłam i mnie teraz przeraża jej 'ciężar', nie gatunkowy, tylko rzeczywisty. Nie wiem doprawdy jak ją czytać, żeby mi ręce nie odpadły. Mam w twardej oprawie. Ale przeczytam na pewno, bo mnie szalenie temat nęci i od Mellerów słyszałam, że cudna
OdpowiedzUsuńTak, rozmiary tej książki są faktycznie dość problematyczne, to chyba jej największa wada:)
OdpowiedzUsuńw takich przypadkach lepsze są ebooki, czytnik zawsze tyle samo waży, niezależnie od zawartości. Ale mam papierową wersję i tę muszę wreszcie zaliczyć :-)
UsuńMam Kindla, ale jakoś nie mogę się do niego przekonać:)
OdpowiedzUsuńa to ja chętnie przyjmę, haha. Spróbuj sie przemóc, ja mam Soniaka czytnik i traktuję go na równi z papierowymi
Usuńcześć Rosemary :)
OdpowiedzUsuńmam prośbę, ale to na maila, a nie mogę znaleźć Twojego adresu...
Odezwij się, proszę
yours@autograf.pl
pozdrawiam
Piotrek