środa, 23 stycznia 2013

Małgorzata Musierowicz - "McDusia"



Książki Małgorzaty Musierowicz były kiedyś dla mnie bardzo ważne. Wciąż mam wielki sentyment do tych wyświechtanych i rozsypujących się od wielokrotnego czytania tomów stojących na moim regale. Prawda jest jednak taka, że od pewnego momentu kolejne części Jeżycjady kupuję już głównie z przyzwyczajenia. Jakoś nie umiem się szczególnie przejąć losami kolejnych pokoleń rodziny Borejków tak, jak kiedyś przejmowałam się Kreską, Aurelią albo Natalią. Może po prostu dorosłam, a Musierowicz pisze wszak dla wrażliwych nastolatek. A może kolejne postacie zaludniające kartki Jeżycjady nie mają wdzięku i charakteru, który bił od starych, tak dobrze mi znanych bohaterów.

"McDusia" to już dziewiętnasta część cyklu. Akcja toczy się w ciągu kilku przedświątecznych dni. Do Borejków przyjeżdża Magda, córka Kreski, by uporządkować mieszkanie zmarłego pradziadka (profesora Dmuchawca). Trwają przygotowania do mającego się wkrótce odbyć ślubu Laury i… to w zasadzie tyle jeśli chodzi o akcję. Jest jeszcze melancholijny i nieśmiały syn Gabrysi, który zakochuje się w Magdzie oraz jego kuzyn Józef, przeżywający własne rozterki sercowe. Dzieje się niewiele i powoli, a żadna z postaci nie chwyta za serce (może poza profesorem Dmuchawcem z jego pośmiertnymi prezentami dla dawnych uczniów). 
Książka nie jest wcale zła, ma nawet kilka momentów, które przywołują ciepłe wspomnienie dawnej Jeżycjady, problem raczej w tym, że chyba zwyczajnie z powieści Małgorzaty Musierowicz wyrosłam.

Moralizatorski ton, obecny przecież w Jeżycjadzie od zawsze, stał się dla mnie zbyt nachalny i irytujący, a kolejne pokolenia Borejków, rzucające łacińskimi cytatami i życiowymi mądrościami właściwie od chwili, gdy nauczą się mówić są wprost nie do zniesienia. Coś mi też nie pasuje w tempie starzenia się głównych bohaterów cyklu. Mam wrażenie, że podczas gdy kolejne dzieci i wnukowie osiągają dorosłość, zakładają własne rodziny i podejmują kolejne prace, nestor rodu i jego żona jakby zatrzymali się w miejscu. Muszę wyznać, że właściwie czekam na moment kiedy wreszcie autorka uśmierci Ignacego Borejko.

Przeczytałam "McDusię" i więcej do niej nie wrócę, chętnie za to przypomnę sobie dawniejsze części starej, dobrej Jeżycjady.

4 komentarze:

  1. Z Jeżycjady czytałam tylko ''Opium w rosole'' i jakoś szczególnie mi się nie podobał, dlatego nie sięgnęłam już po inne części. I właściwie, nie wiem czy kiedyś to zrobię. :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam dokładnie takie same odczucia po lekturze tej cześci, zwłaszcza, że trzeba było na nią TAAAAAAKKKK długo czekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się własnie McDusia podoba i to bardzo.
    Mam już 47 lat i uwielbiam całą Jeżycjadę.
    Wracam do tych książek bardzo często:)
    Ich klimat mi odpowiada.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Musierowicz i mam plan przeczytać jeszcze raz całą Jeżycyjadę, ponieważ już pozapominałam co się tam dzieje :) Jednak mam ogromną chęc na zapoznanie się z tą powieścią :)

    OdpowiedzUsuń