czwartek, 20 marca 2014

Ludmiła Ulicka - "Medea i jej dzieci"



Bardzo miłym zaskoczeniem była dla mnie ta lektura. Czytałam onegdaj "Sonieczkę" tej samej autorki i tamta książka kompletnie nie przypadła mi do gustu, a tym razem - strzał w dziesiątkę.
Tytułowa Medea, z pochodzenia Greczynka, w chwili gdy ją poznajemy jest już wiekową kobietą. Mieszka na Krymie, pracuje w szpitalu, dba o gospodarstwo, a w wolnych chwilach zbiera zioła i generalnie sprawia wrażenie raczej energicznej, silnej osoby niż staruszki. Owdowiała i bezdzietna całą swą miłość przelewa na rodzinę, która jak każdego lata licznie ściąga do jej domu. Właściwa akcja powieści obejmuje właśnie jedne wakacje, ale w swoich rozmyślaniach i wspomnieniach tytułowa bohaterka cofa się nieraz do bardzo odległej przeszłości. 

Bardzo interesująco nakreślony jest obraz Medei, niewykształconej, choć mądrej kobiety, która niejedno w życiu przeszła. Ze spokojnym dystansem obserwuje swoich krewnych, ich miłości, romanse i zdrady. Nigdy nie poucza i nie ocenia, ale zawsze gotowa jest  wspomóc ciepłym słowem czy mądrą radą wypowiedzianą jakby mimochodem. 
Choć niektóre z postaci w tej książce są wybitnie irytujące (strasznie działała mi na nerwy infantylna Masza), to samej Medei nie sposób nie polubić i nie obdarzyć szacunkiem. 

Powieść jest czymś na kształt rodzinnej sagi, ale jej największą zaletą jest jakiś nieuchwytny klimat, ciepły, niespieszny, trochę nostalgiczny. Bardzo urokliwa książka, przeczytałam ją z wielką przyjemnością.


1 komentarz:

  1. Nie skomentowalam, ale juz dawno dopisalam do listy ksiazek do przeczytania! :-)

    OdpowiedzUsuń