poniedziałek, 4 maja 2015

Małgorzata Halber - "Najgorszy człowiek na świecie"



O tej książce napisano już chyba wszystko. Ja, po tym jak na jedno posiedzenie wchłonęłam ponad połowę, na dłuższy czas odłożyłam ją na bok, by potem resztę doczytać na raty. Nie wiem dlaczego, chyba nie byłam w stanie udźwignąć emocji przekazywanych przez Małgorzatę Halber.
Podstawowym pytaniem jest oczywiście to na ile Krystyna, bohaterka książki, jest jej autorką. Ja, być może bez sensu i bez uzasadnienia, założyłam, że jest to prawie jeden do jednego - w końcu Halber głośno mówi o swoim uzależnieniu i wydaje się, że "Najgorszy człowiek" w dużym stopniu jest po prostu zapisem jej doświadczeń.
Moim zdaniem największą siłą tej książki jest właśnie to, że sprawia wrażenie relacji z pierwszej ręki. Nie jest, jak choćby Pilchowe "Pod mocnym aniołem" czymś na kształt baśni o piciu, w ogóle jest mniej o piciu, a bardziej o tym jak się z tego picia wychodzi. 
Ta książka pomaga przemóc stereotypy. Niby każdy w miarę świadomy człowiek wie, że alkoholizm nie zależy od statusu materialnego, wykształcenia ani wspaniałej kariery, a jednak "Najgorszy człowiek" uświadamia nam to jakby bardziej. Te słowne screenshoty z mitingów, na których pani tworząca telewizyjne programy, gdzieś tam pewnie rozpoznawalna (choć mam wrażenie, że mniej, niż sama myśli) zderza się z panem żulem podchodzącym do odwyku po raz enty, te wszystkie postacie, które wydają się tak zdeterminowane, by wyjść z nałogu, a potem po prostu znikają ze spotkań i nikt o nich więcej nie słyszy. 

Ta książka nie jest powieścią. To bardzo intymny zapis radzenia sobie z problemem, przy czym nie jest to zapis przesadnie ugładzony. Jest to relacja, która nam mówi jasno - czasem się nie udaje. Nie udaje się raz, dwa razy, dziesięć razy. I wtedy można albo machnąć na wszystko ręką, albo spróbować po raz jedenasty. 

Nie potrafię "Najgorszego człowieka" ocenić. Ale wiem, że to jest ważna książka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz