piątek, 12 lutego 2016

Joyce Carol Oates - "Przeklęci"


Stało się. Po raz pierwszy sięgnęłam po powieść mojej ukochanej pisarki i nie tylko mnie ona nie zachwyciła, ale wręcz znudziła. Długo nosiłam w sobie wrażenia po tej lekturze, myślałam, że jakoś dojrzeję, zmienię zdanie, ale jednak nie. Ta książka po prostu mi się nie podoba.

Gotycki romans, trochę horror. Wszystko jest tu oczywiście wspaniale dopracowane, w końcu to Oates. Kiedy postanawia, że całość stylizowana będzie na pracę badawczą, to tak właśnie to odbieramy. Kiedy wprowadza do fabuły postacie historyczne i ich notatki, dzienniki etc. to robi to tak, że sami nie wiemy - czy to dzienniki fikcyjne, czy może prawdziwe historyczne dokumenty? W budowaniu nastroju i tła Oates jest mistrzynią i to nie podlega dyskusji.
A jednak historia dystyngowanego, napuszonego towarzystwa z idyllicznie nudnego Princetonu, w którym nagle zaczyna dziać się dziwnie, zupełnie mnie nie porwała. Tajemniczy dżentelmen, który pojawia się znikąd i którego twarzy nikt tak naprawdę nie pamięta, zniknięcie pewnej panny młodej, dziwne wypadki i zgony, szaleństwo zataczające coraz szersze kręgi. Brzmi kusząco, ale niestety tym razem mój apetyt pozostał niezaspokojony.

Na plus zapisuję tej powieści fantastyczny portret Ameryki z początków XX wieku. Jest tu całkiem sporo o popularnych wówczas ideologiach, pozycji kobiet, emancypacji, rozwoju przemysłu
Niestety całość tchnie po prostu nudą, co piszę z wielką przykrością, ponieważ Oates należy do moich najukochańszych twórców i dotąd nigdy mnie nie zawiodła. Przez "Przeklętych" brnęłam długo i mozolnie, i w ogólnym rozrachunku bez przyjemności. Na pewno nie polecam tej książki na pierwsze spotkanie z pisarką, ale gorąco zachęcam do poznania jej wcześniejszych powieści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz