poniedziałek, 9 stycznia 2017

Lars Saabye Christensen - "Jubel"


Moje trzecie zetknięcie z prozą Christensena, którego pokochałam szczerze po lekturze "Odpływu" i "Półbrata". I od razu zaskoczenie, bo od pierwszych stron widać, że to nie jest Christensen do jakiego przywykłam. Nieco mnie to wytrąciło z równowagi, ale gdy w końcu pogodziłam się z faktem, że to po prostu zupełnie inna książka, zaczęłam czytać z przyjemnością. 
Ta surrealistyczna w klimacie powieść to historia Jonatana Chwyta - zawodowego muzyka, który trafia do mroźnego, odciętego od świata miasteczka, by w pozbawionym gości hotelu grać do kotleta. Z pozycji przybysza z zewnątrz obserwuje zagadkowe relacje między mieszkańcami, połączonymi skomplikowaną siecią dziwactw, sekretów i trwających latami konfliktów. Chwyt szybko odkrywa, że nie tylko w sennej mieścinie próżno szukać kogoś, kto nie byłby częścią ciekawej opowieści, ale że i on sam, ze swoją dziwaczną przeszłością, doskonale wpisuje się w lokalny koloryt.

Christensen świetnie odmalowuje klimat maleńkiego miasteczka i zależności między jego mieszkańcami, całkiem udatnie konstruuje też postać głównego bohatera. To znacznie mniej poważna książka niż te, które już znam, ale na pewno nie jest to książka nieudana. Podobała mi się. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz