Lubię książki Murakamiego choć im więcej ich czytam tym bardziej zdaję sobie sprawę, że nie jest to pisarz wybitny. Jego powieści są do siebie niepokojąco podobne, główny bohater zawsze jest niemal klonem tego z poprzedniej książki, a jednak coś sprawia, że i tak kupuję kolejne efekty pracy pisarza.
Tym razem głównych bohaterów jest dwoje - Tengo, wykładowca matematyki marzący by zostać pisarzem i Aomame, trenerka sztuk walki, a po godzinach bezwzględna zabójczyni. Losy tej dwójki poznajemy naprzemiennie w kolejnych rozdziałach. Szybko okazuje się, że Tengo i Aomame mają ze sobą sporo wspólnego - choć jeszcze o tym nie wiedzą. Śledzimy ułożone życie Tengo, który co tydzień tego samego dnia spotyka się ze swoją kochanką, trzy razy w tygodniu uczy studentów, a w wolnych chwilach pracuje nad swoją powieścią. I nie mniej ułożone życie Aomame, w którym jedyną niezwykłością jest to, że od czasu do czasu po pracy kobieta musi kogoś zamordować.
Tu moje pierwsze zastrzeżenie - wolałabym żeby nie było takie oczywiste, że ofiary Aomame to niegodziwcy do kwadratu, co sprawia, że czytelnik automatycznie rozgrzesza ją z niezgodnego z prawem postępowania. Byłoby znacznie ciekawiej gdyby Aomame nie była tak jednoznacznie nakreśloną postacią tylko miała jakieś drugie, mroczne dno.
Drugie zastrzeżenie dotyczy śladowej ilości akcji. Rozumiem, że mamy do czynienia z trylogią i być może z tego wynika, że w pierwszym tomie niewiele się dzieje. Może w kolejnych akcja nabiera rumieńców, nie wiem. Głównym motorem wydarzeń w tomie pierwszym jest Fukaeri, jest to też zdecydowanie najciekawsza postać w książce. Siedemnastolatka o pięknej twarzy, posługująca się bardzo specyficznym językiem, z mroczną przeszłością i napisana przez nią książka, którą Tengo ma poprawić tak, by zdobyła główną nagrodę w literackim konkursie. Pojawienie się Fukaeri wreszcie ożywi życie Tengo i nada mu nieco blasku, obudzi też w mężczyźnie zupełnie nowe uczucia. Będzie również miało związek z tym, że Aomame nagle zacznie mieć niepokojące wrażenie, że świat, w którym żyje stał się jakby nieco inny.
Właściwie wszystko nabiera tempa dopiero pod koniec książki, granica między rzeczywistością a fantazją wreszcie zaczyna się zacierać, pojawia się też zapowiedź poważnych kłopotów związanych z potężną, tajemniczą sektą. Niewykluczone więc, że kolejny tom dostarcza nieco żwawszej fabuły. Nie tracę nadziei.
Tymczasem muszę przyznać, że "1Q84, tom 1" dosyć mnie rozczarował. Za mało Murakamiego w Murakamim, rzekłabym.
Ja zostawiam na wyjazd...
OdpowiedzUsuńTo bardzo ciekawe. Tyle nasłuchałam się dobrego na temat Murakamiego i jego książek, że spodziewałam się czegoś bardzo, bardzo smacznego. Po przeczytaniu "Norwegian Wood" byłam nieco zawiedziona, choć ksiązka przypadła mi do gustu. "Na północ od granicy, na zachód od słońca" -odwrotnie, pozycja ta nie zrobiła na mnie żadnego pozytywnego wrażenia...Miałam zamiar sięgnąć po powyższą książkę, ale po Twojej recenzji zastanawiam się, czy Murakami na pewno jest pisarzem dla mnie... Chyba jednak nie.
OdpowiedzUsuńKasiu, nie zniechęcaj się tylko z powodu mojej recenzji:) Ja chyba najbardziej lubię "Tańcz, tańcz, tańcz", chociaż w sumie wszystkie książki Murakamiego czyta mi się fajnie. Tylko tym razem nie jestem całkiem zadowolona, ale kto wie, może dalsza część trylogii będzie już ok.
OdpowiedzUsuńCo do "Tsugumi" - tak, jak napisałaś - jestem wielbicielką Japonii i mi się spodobała :D
OdpowiedzUsuń"1Q84, tom 1" czytałam. Ogólnie jestem zadowolona z lektury, chociaż też byłam nieco zawiedziona powolnością akcji. Cóż, pozostaje tylko zabrać się za drugi tom ;)