O trzecim tomie sagi Grzędowicza mogę napisać krótko to samo co o poprzednich - rewelacja.
Jedno jest pewne - "Pan Lodowego Ogrodu" wciąga tak, że reszta świata schodzi na dalszy plan. Mówię to ja, tak naprawdę stawiająca pierwsze kroki w fantastyce, więc coś naprawdę musi być na rzeczy.
Są w trzeciej części emocje, jest akcja nie dająca bohaterom (i czytelnikowi przy okazji) ani chwili wytchnienia, fabuła nieustająco na szczęście trzyma się kupy, słowem - nie wierzę żeby ktokolwiek się podczas lektury tej książki nudził. Losy Vuko i dziedzica Tygrysiego Tronu wreszcie się ze sobą splatają, nie oznacza to jednak, że historia się kończy i można odetchnąć. No i powiedzonka i riposty Drakkainena - absolutnie bezkonkurencyjne.
Nie znam się na gatunku literatury uprawianej przez Grzędowicza, więc nie będę się mądrzyć. Powiem tylko, że niezmiernie rzadko się zdarza żebym z własnej woli rezygnowała z wyspania się przed bardzo wczesną pobudką do pracy - a w przypadku tej książki rezygnuję bez żalu.
Już napoczęłam czwarty, ostatni tom :-)
Ja też w sumie za dużo fantastyki nie czytałem, ale ostatnio to chyba nadrabiam i taki też mam zamiar, powoli zgłębiać ten gatunek:) Wydaje się, że seria Pana Grzędowicza byłaby świetna jak dla mnie :)
OdpowiedzUsuńOj uśmiecha się do mnie ta saga i to bardzo, a Twój entuzjazm stanowi dodatkową zachętę :)
OdpowiedzUsuń