poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Katherine Boo - "Zawsze piękne"



Większość ludzi kojarzy Indie z bajecznie kolorowymi filmami, pięknymi dziećmi i kobietami w barwnych sari. Katherine Boo opisuje w swojej książce Indie dużo bliższe prawdziwemu obrazowi. Kraj, w którym 90 procent obywateli cierpi biedę. Amerykańska dziennikarka i pisarka spędziła trzy lata w bombajskich slumsach Annawadi, a jej książka jest zapisem wydarzeń, których była świadkiem lub o których jej opowiedziano.

Tuż za murem wielkiego, międzynarodowego lotniska, sąsiadując z dużymi, luksusowymi hotelami rozciąga się jedna z bombajskich dzielnic biedy. W skleconych z byle czego kilkumetrowych chatach tłoczą się kilkunastoosobowe rodziny. Śmierdzące bajoro przed chatami pełni równocześnie funkcje wysypiska odpadów, wylęgarni chorób i miejsca zabaw dla dzieci.

Lotnisko za płotem to źródło zarobku - jeśli jest się wystarczająco sprytnym, można przedostać się na jego teren i kraść odpady. Tacki po samolotowych posiłkach, plastikowe butelki, kawałki aluminium - to wszystko cenne materiały, które można sprzedać za kilka rupii. Tym właśnie trudnią się bohaterowie "Zawsze pięknych" - zbieraniem i segregowaniem całych gór śmieci, które można odsprzedać dalej.

Bliżej tej książce do reportażu niż powieści, pisana jest jednak dość powieściowym językiem i może dlatego tak łatwo wsiąkamy w świat Annawadi.
Indie opisane przez Katherine Boo mają się nijak do moich kolorowych wyobrażeń na ich temat. To okropny, brutalny świat, w którym ludzkie życie nie ma żadnej wartości. To bytowanie w strasznych warunkach bez żadnej nadziei na ich poprawę. Przeciwnie - mieszkańcy slumsów wiedzą, że prędzej czy później ich domy zostaną wyburzone w ramach poprawiania wizerunku miasta i znów zostaną z niczym. To przede wszystkim korupcja, wszechobecna, bez której nie da się nic załatwić. Państwowy urzędnik, policjant, sędzia, lekarz, polityk - wszyscy oni nie kiwną palcem dopóki nie dostaną łapówki. Edukacja nie daje wielkich szans na wyrwanie się ze slumsów - w szkołach publicznych uczą ludzie bez kwalifikacji, a zajęcia często po prostu się nie odbywają, prywatne są dla większości nieosiągalne, a studia dla dziewcząt polegają na wkuwaniu na pamięć regułek dyktowanych przez nauczyciela.

Bohaterowie Boo nie pragną spektakularnej odmiany swego losu. Praca przy wydawaniu posiłków w hotelu to dla nich wystarczająco nieosiągalny cel. Mimo to można marzyć - o poślubieniu kogoś z miłości, a nie w wyniku negocjacji dwóch rodzin. O przeniesieniu się do prawdziwego domu w biednej dzielnicy, ale bliżej "prawdziwego" miasta. O nieograniczonym dostępie do śmieci, dzięki czemu będzie można pracować kilka, a nie kilkanaście godzin dziennie. I o tym, że sypianie z lokalnym, skorumpowanym politykiem przyniesie wreszcie kiedyś wymierne korzyści.

Siłą "Zawsze pięknych" jest fakt, że nie jest to łzawa opowieść o biednych ludziach. Mieszkańcy Annawadi żyją w zasadzie normalnie - tyle, że ich pracą nie jest chodzenie do biura czy sklepu, a ich domy to trzymające się siłą woli szopy umieszczone na skraju śmierdzącego ścieku.
Dla mnie najbardziej wstrząsający był kontrast między "normalnym", zachodnim życiem toczącym się w luksusowych hotelach tuż za płotem i mieszkańcami Annawadi stłoczonymi w ciasnych chałupach, które nie wiadomo jak długo postoją.

Autorka zrobiła kawał rzetelnej roboty i stworzyła w efekcie coś naprawdę przejmującego. 

1 komentarz:

  1. Brzmi to doskonale. Przedsmak tych Indii miałem już w książce "Geografia szczęścia". Chętnie dowiem się więcej. :)

    OdpowiedzUsuń