niedziela, 9 marca 2014

Jack Ketchum - "Poza sezonem"



Czytanie tej książki było jak oglądanie kiczowatego horroru. Od czasu do czasu lubię sobie zobaczyć jakiś straszny film, wolę jednak te, które zamiast epatować przemocą budują nastrój za pomocą narastającego poczucia zagrożenia. 
Jack Ketchum ma chyba nieco inne upodobania. "Poza sezonem" od początku podąża ścieżkami wyznaczonymi przez wytarte horrorowe schematy. Mamy więc uroczy domek na jeszcze bardziej uroczym zadupiu, samotną kobietę, która domek wynajmuje, by przez kilka tygodni popracować w nim nad pisaniem książki i grupkę przyjaciół, która przyjeżdża do niej w odwiedziny na weekend. Jest miło i spokojnie, aż nagle okazuje się, że w okolicznych lasach kryje się grono wyjątkowo niesympatycznych kanibali i zaczyna się krwawa jatka.
Miłośnicy opisów odstrzeliwanych głów, jelit wylewających się z rozpłatanych brzuchów, odcinanych kończyn i odgryzania różnych części ciała będą tą książką zachwyceni. Mnie, szczerze mówiąc, mocno nudziła. 
Pomijając scenę kiedy Zło robi wielkie wejście (która robi wrażenie pokazując jak w jednej chwili wszystko może się zmienić), rzecz jest sztampowa i bez polotu. Może i poczułabym się zaszokowana, zniesmaczona czy przestraszona gdyby autor oszczędniej dawkował brutalne opisy. Stara prawda mówi, że im częściej coś oglądamy tym bardziej nam to obojętnieje i dokładnie tak czułam się podczas lektury. Gdy z każdej strony wylewają się hektolitry krwi, nie robi już na mnie wrażenia hektolitr więcej w kolejnym rozdziale.

Nie mogę uwierzyć, że napisał to ten sam facet, który jest autorem świetnej "Dziewczyny z sąsiedztwa". Tam też była brutalna, ohydna przemoc, ale była też jakaś głębia, prawda psychologiczna, postacie zbudowane czymś więcej niż opis koloru oczu i sposobu zarabiania na życie.
"Poza sezonem" jest po prostu standardowym, dosłownym do bólu horrorem, który nuży zamiast przerażać. Nie wątpię, że ma swoich gorących zwolenników, dla mnie jednak ta lektura to po prostu strata czasu.


1 komentarz: