Nawet jeśli nie wszyscy tę książkę przeczytali, to prawie każdy o niej słyszał, a na pewno prawie każdy zna nazwisko Beksiński.
Ja sama, choć kojarzę obu panów, nigdy nie należałam do fanek żadnego z nich. A jednak książkę Magdaleny Grzebałkowskiej przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. I to jest jej największy plus - że czyta się ją świetnie nawet jeśli Beksińscy niespecjalnie nas dotąd interesowali. Autorka postarała się o rzetelną dokumentację, to nie jest książka o spekulacjach czy zmyśleniach wokół znanych faktów. To jest solidny reportaż, ale napisany tak, że czyta się go jak powieść - i to powieść, od której trudno się oderwać.
Z tej historii bije przede wszystkim smutek. Jak to możliwe, że dwie bliskie sobie osoby, w gruncie rzeczy bardzo do siebie podobne (obaj Beksińscy lubowali się w mrocznych klimatach) nigdy się do siebie nie zbliżyły? Obaj byli trudni, to fakt. Ale przecież Beksiński senior potrafił kochać. Wydaje się, że jego związek z żoną, jakkolwiek by nie przystawał do współczesnych norm partnerskiego małżeństwa, był naprawdę udany i harmonijny. Lektura książki nie pozostawia też złudzeń - Tomek był przez rodziców kochany, był też wrażliwym człowiekiem. Co więc się stało, jak doszło do tego, że rodzice dali się przez całe lata terroryzować synowi, trwając w ciągłym rozkroku pomiędzy zaspokajaniem jego codziennych potrzeb a nieustannym lękiem, czy to nie dziś spróbuje się znowu zabić?
Niesamowita historia, napisana przez życie po prostu, a jest w niej wszystko - miłość, troska, brak zrozumienia, światowa sława, chorobliwy lęk przed bliskością, słabość, wzloty i upadki, tragedia spadająca na człowieka bez ostrzeżenia.
Wspaniała książka, naprawdę.
Ich obrazy i grafiki mnie niepokoją, fascynują i porażają. Tym bardziej muszę poznać tę książkę,
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym ci napisałaś. Reportaż, który czyta się jak świetną powieść.
OdpowiedzUsuń