Utrzymana w konwencji lekkiej, obyczajowej komedii powieść, która w istocie próbuje opowiedzieć o czymś całkiem serio. Czy z sukcesem - to już oceńcie sami, ja mam mieszane uczucia.
Głównych bohaterów jest tu dwóch. Jakub, spełniony zawodowo lekarz po czterdziestce, którego życie osobiste jest w totalnej rozsypce oraz jego jedenastoletni syn Mateusz, bystre dziecko obserwujące chaos, w jaki przekształciło się życie po rozwodzie rodziców. Role w tej relacji są odwrócone - podczas gdy uwikłany w kilka erotycznych relacji naraz ojciec nie jest w stanie zapanować nad swoim życiem ani tym bardziej określić czego właściwie chce, syn wydaje się nad wiek dojrzały. Z dystansu obserwuje poczynania ojca, wyciągając z nich całkiem sensowne wnioski i celnie punktując co głupsze wyskoki.
Słabością "Chłopców" są dwie rzeczy. Pierwsza to stereotypowość tła rodem z nędznych, telewizyjnych filmów. Nikt tu nie ma problemów z pieniędzmi ani nie przeżywa poważnych załamań. Rozwiedzione żony są szczupłe i zadbane, rozwiedzeni mężowie bez problemu przenoszą się do wynajętych mieszkań, nikt nie przeżywa traum ani załamań, no może lekki smuteczek, nie więcej. Tabuny dojrzałych, lecz wciąż atrakcyjnych mamusiek nie mają innych zajęć niż odwożenie dzieci do szkoły i polowanie na atrakcyjnych rozwodników, z którymi następnie ochoczo uprawiają fenomenalny seks. No i dobra, tak sobie to autor wymyślił tworząc świat, w którym wszyscy należą do klasy mocno średniej, mieszkają w domach, a na każdą dorosłą osobę przypada jeden samochód, niech mu będzie. Niestety drugą słabością jest przeładowanie banałami. Tyle tu prawd objawionych, będących w istocie oklepanymi frazesami, rzeczami oczywistymi dla każdego, że to aż nieznośne.
Przy tym wszystkim jest to dość przyjemna lektura rozrywkowa. Są sceny czy dialogi prawdziwie zabawne i w zasadzie "Chłopcy" są całkiem dobrym pomysłem na umilenie niezbyt udanego dnia. I tylko tak bym tę książkę traktowała. Jak odcinek kolorowego serialu z malowniczymi, lecz w gruncie rzeczy płaskimi i mało wiarygodnymi postaciami. Można obejrzeć, ale następnego dnia nic się już z tego nie pamięta.
Choć uczciwie przyznaję - z dwojga złego wolę Saramonowicza w roli pisarza niż twórcy filmowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz