czwartek, 26 maja 2011

Liao Yiwu - "Prowadzący umarłych"


Książka, którą przeczytałam w ramach "chińskiego spotkania" w naszym klubie książki, jest zbiorem wywiadów z Chińczykami z nizin społecznych. Tak przynajmniej głosi poddtytuł, ale ja miałam pewne wątpliwości, no bo co to za niziny - kompozytor albo buddyjski opat? Potem dotarło do mnie, że chińska rzeczywistość jest wszak zupełnie odmienna od tej, w której żyję ja i tytuł nagle nabrał sensu...


Mamy tu wywiad między innymi z kierownikiem miejskiego szaletu, mistrzem feng shui czy handlarzem żywym towarem. Wszystkie są przejmujące i w pewnym sensie przerażające - po pierwsze dlatego, że ukazują całe okrucieństwo komunistycznych władz kraju, dla których głównym priorytetem jest zwalczanie czynników potencjalnie niebezpiecznych dla ustroju. Czyli, innymi słowy, wszystkich tych, którzy zamiast być częścią mas, chcą być jednostkami - nawet jeśli niekoniecznie zdają sobie z tych dążeń sprawę. Po drugie, ponieważ kiedy czytam zdania w rodzaju "dobry mężczyzna to taki, który ma siłę podnieść kij i zbić żonę" robi mi się cokolwiek nieprzyjemnie.


Wywiady Liao Yiwu pokazują Chiny jako kraj, w którym sąsiad donosi na sąsiada, by samemu nie podpaść władzy. Kraj pełen zastraszonych ludzi, którym od dzieciństwa wpaja się, że są jedynie trybikami w machinie, a ich wartość zależy od tego na ile są dla tej machiny przydatni. Jeśli nie są to cóż, muszą liczyć się z tym, że zostaną oskarżeni o działalność antyrządową i zepchnięci na margines społeczeństwa, pod warunkiem, że będą mieli trochę szczęścia. O ile nie - czekają ich najpierw wymyślne tortury. Te Chiny to nie jest kraj, w którym ktokolwiek o zdrowych zmysłach chciałby żyć.


Muszę przyznać, że mam pewien problem z kulturą Wschodu, a konkretnie Japonii i Chin właśnie. Doceniam jej inność, ale tamtejsza obyczajowość kompletnie do mnie nie przemawia, a co więcej - zupełnie mnie nie fascynuje. Południowy temperament kieruje moje zainteresowania raczej w stronę Ameryki Południowej - choć zżymam się na tamtejszy kult macho to jednak jest on dla mnie interesujący, tak samo jak choćby przywiązanie do religii etc. Co do (użyję skrótu myślowego) Azji to ilekroć o niej czytam dogania mnie myśl, że poziom absurdu, który towarzyszy tamtejszej codzienności jest dla mnie po prostu nie do strawienia. No nic nie poradzę.


Nie zmienia to jednak faktu, że wywiady Liao Yiwu są ciekawe. I wiarygodne tym bardziej, że sam ich autor jest takim jak jego rozmówcy wykluczonym obywatelem. Wystarczyło, że napisał poemat odnoszący się do wydarzeń na placu Tiananmen, by został uznany za wroga narodu i władzy. Związane z tym represje odczuwa do dziś, i to w sposób dość dotkliwy.


Dlatego odkładam na bok swój brak sympatii i zainteresowania kulturą Wschodu i polecam wam lekturę tego zbioru rozmów z ludźmi, którzy nie zaznają swobody, jaka dla nas jest oczywistością.


5 komentarzy:

  1. Czekałam na jakąś recenzję tej książki, bo intensywnie się nad nią zastanawiam ;) Chyba się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie zamówiłam tę książkę do swojej biblioteki. Bardzo lubię wszystkie wydawnictwa "Czarnego" i to również wydaję mi się interesująca. Tym bardziej, że skoro piszesz, że książka warta uwagi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi arcyciekawie, nie tyle ze względu na tę azję, ale dziedzictwo komunizmu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje się świetna, i trochę informacji o komunizmie Chin też się napewno przyda :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na pewno przeczytam, strasznie jestem ciekawa tego zbioru! :)

    OdpowiedzUsuń