poniedziałek, 13 stycznia 2014

Jonathan Franzen - "Korekty"



Po pamiętnej wpadce z "Wyznaję" Cabre'a zaczęłam ostrożniej podchodzić do opasłych tomów, do których od zawsze wyciągały mi się ręce. Tamta lektura boleśnie uświadomiła mi, że epitety w rodzaju "monumentalne dzieło" niekoniecznie muszą przynosić coś więcej niż niespełnione obietnice.

Z "Korektami" Jonathana Franzena rzecz ma się na szczęście zupełnie inaczej, bowiem niemała objętość tej powieści to tylko jedna z jej zalet. 
W pewnym sensie mamy tu do czynienia z rodzinną sagą. Enid Lambert, gospodyni domowa z amerykańskiej prowincji, żyje marzeniem o zorganizowaniu świąt Bożego Narodzenia, na które udałoby jej się ściągnąć całą rodzinę. Prawdopodobnie będą to ostatnie wspólne święta Lambertów - chorujący na Parkinsona mąż Enid coraz bardziej niedołężnieje, nie wiadomo w jakim stanie będzie za rok, wszystko też wskazuje na to, że Enid będzie zmuszona sprzedać dom i przenieść się do mniejszego mieszkania.
Dla od dawna dorosłych dzieci Lambertów rodzinne święta są jednak na szarym końcu listy priorytetów. Mają swoje własne problemy i poplątane życiorysy. Chip, próbujący zostać pisarzem, nie  ma nawet stałej pracy i żyje głównie dzięki pożyczkom od siostry. Denise odnosi wprawdzie zawodowe sukcesy, ma jednak problem z określeniem własnej tożsamości, a Gary wiedzie na pozór idealne życie szczęśliwego ojca, męża i właściciela luksusowego domu, wszystko to jednak jest wydmuszką skrywającą bolesną pustkę.

Franzen ukazuje relacje rodzeństwa, ich stosunek nie tylko do siebie nawzajem, ale i do rodziców, do miejsca, z którego pochodzą, niechęć do małomiasteczkowych wartości. Bohaterowie powieści w rolach, w jakich sami siebie obsadzili są czasem wspaniali, czasem smutni,  czasem żałośnie groteskowi, a przez to wszystko po prostu prawdziwi. Z jednej strony rozumieją sytuację, zdają sobie sprawę z konieczności zajęcia się starymi rodzicami, z drugiej nie chcą tego robić kosztem własnego szczęścia.

Wszystko to napisane pięknym językiem, z humorem, precyzją i wnikliwością, a do tego na wspaniałym tle społeczno - obyczajowym. Oprócz sagi rodzinnej znalazłam w "Korektach" mnóstwo spostrzeżeń na temat polityki, ekonomii, służby zdrowia, wartości pracy, słowem - tego wszystkiego, co buduje naszą codzienność i ujmuje ją w pewne ramy.

Powieść Franzena nie jest może wielkim dziełem, ale na pewno jest świetną robotą, a czytałam ją z ogromną przyjemnością. Szczerze polecam.



5 komentarzy:

  1. Czytałam "Korekty" już jakiś czas temu, ale do dziś pamiętam, że towarzyszyły mi raczej mieszane uczucia. Z jednej strony wszystko to o czym piszesz - wspaniale oddany obraz rodziny - z drugiej jednak, książka wydała mi się miejscami trochę nużąca. Zgadzam się jednak, że mimo wszystko warto przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie nie była nużąca, choć w sumie mogłaby, rozumiem co masz na myśli. Myślę, że te części, które normalnie byłyby dla mnie męczące, czytałam z przyjemnością z powodu języka Franzena, facet naprawdę świetnie pisze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak piszesz, dobra, ale arcydzielem nie jest (tez mnie nuzyla - ale już wiem, ze Ty ten sposób nuzenia czytelnika lubisz :-) ).

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie też "Wyznaję" pokonało, ale podejdę jeszcze raz, natomiast "Korekty" wciąż na liście do przeczytania, ale w końcu przyjdzie ich czas.

    OdpowiedzUsuń