środa, 10 września 2014

Robert Galbraith - "Wołanie kukułki"



Po wielkim sukcesie książek o Harrym Potterze, J.K. Rowling wzięła się za pisanie dla starszego odbiorcy. Jej pierwsza powieść dla dorosłych zebrała mieszane recenzje, czyli z jednej strony bez zachwytów, ale z drugiej bez mieszania z błotem i w ogólnym rozrachunku przeszła raczej bez echa.
W drugim podejściu pisarka zmierzyła się z nowym dla niej gatunkiem, kryminałem, i pod pseudonimem wydała pierwszą część zaplanowanego cyklu przygód prywatnego detektywa, Cormorana Strike'a. Nie wiadomo czy napięcia nie wytrzymał wydawca czy sama Rowling, w każdym razie po zaledwie kilku miesiącach od ukazania się książki na rynku, kiedy stało się jasne, że sprzedaż jest bardzo słaba, objawiono światu, że za nazwiskiem Galbraith skrywa się tak naprawdę autorka szaleńczo popularnego cyklu o Potterze. I poszło już z górki.
Piszę o tym, bo ta sytuacja doskonale pokazuje w jakiej kondycji jest rynek wydawniczy, nie tylko brytyjski, ale także nasz - i że o ile znane nazwisko właściwie gwarantuje wysoką sprzedaż książki nawet jeśli jest ona chłamem, to debiutujący autor ma nikłe szanse na przedarcie się do masowej świadomości i nieważne, że napisał coś dobrego.

Bo "Wołanie kukułki" jest naprawdę dobre w swoim gatunku. Od pierwszych stron klimat tej opowieści nieodparcie kojarzy się z kinem noir, a przy tym zupełnie nie ma się wrażenia obcowania z tanią podróbką tylko z czymś co doskonale gra pewną konwencją. Kryminalna intryga, choć zszyta solidnymi nićmi, nie ma tu większego znaczenia, bo sercem tej książki są postacie - pierwszoplanowy detektyw, obdarzony odpowiednio traumatyczną przeszłością i męczącą eks narzeczoną - a także drugoplanowa asystentka Cormorana, wynajęta przez agencję pracy tymczasowej na chwilę, a jednak angażująca się w sprawy szefa z wielką werwą i autentycznie pomocna.
O dziwo jakoś zupełnie nie ma znaczenia fakt, że dość szybko udaje nam się rozwikłać zagadkę śmierci pięknej modelki, którą to sprawą Cormoran Strike ma się zająć na zlecenie brata ofiary. Mimo, że moje pierwsze podejrzenia okazały się słuszne, czytałam "Wołanie kukułki" z autentyczną przyjemnością, dając się wciągnąć klimatowi opowieści.
Duże zaskoczenie, znacznie większa radość lektury niż przy okazji Pottera. A dobra wiadomość jest taka, że jeszcze w tym miesiącu na polskim rynku ukaże się drugi tom przygód Cormorana Strike'a. Przeczytam na pewno.

1 komentarz:

  1. Moim zdaniem warto - to bardzo fajny kryminał, trzymający się kupy i ma naprawdę świetny klimat.

    OdpowiedzUsuń