Podobno najlepiej pisać o tym co zna się najlepiej i tak właśnie zrobiła Zadie Smith, zawężając miejsce akcji swojej najnowszej powieści do dzielnicy, którą zna jak własną kieszeń. Północ Londynu, niby jakby przedmieścia, ale sąsiadujące z centrum, miejsce zamieszkane głównie przez emigrantów. Jeśli wierzyć Smith - raczej ponure blokowisko z wyrastającymi gdzieniegdzie oazami zieleni.
Z tym miejscem związana jest czwórka bohaterów, dwie kobiety i dwóch mężczyzn w okolicy trzydziestki. Dawniej szkolni znajomi, dziś będący w różnych miejscach życia, jedni spełniający wciąż te same młodzieńcze marzenia, inni z konieczności przystosowani do sytuacji, której nie przewidzieli.
To książka o tym jak, mimo takiego samego startu, różnie mogą potoczyć się ludzkie losy. Keisha, która tak bardzo chce się odciąć od miejsca, z którego pochodzi, że zmienia nawet imię, robi błyskotliwą karierę prawniczą. Jej szkolna przyjaciółka Leah, pracuje w fundacji charytatywnej, gdzie ani nie wykorzystuje swojego potencjału, ani tym bardziej dobrze nie zarabia. Pozornie zaprzyjaźnione, kobiety tak naprawdę specjalnie za sobą nie przepadają, a ich relacja podtrzymywana jest właściwie z przyzwyczajenia. Żadna nie rozumie wyborów drugiej, obie odkrywają, że tak naprawdę nie chcą żyć życiem jakie wiodą.
Jest jeszcze Nathan i Felix. Pierwszy z nich, niegdyś szkolna gwiazda i obiekt uwielbienia szkolnych koleżanek, dziś bezdomny narkoman. I drugi, niespełniony artysta, któremu wreszcie zaczyna się układać - dopóki los z niego nie zakpi.
Wzajemne relacje tej czwórki plączą się i mieszają ze sobą, a autorka opisuje je z perspektywy każdego z bohaterów, co z jednej strony pozwala nam spojrzeć na świat oczami każdego z nich, z drugiej - nikogo nie poznajemy dobrze i do końca.
Nie ma w tej powieści żadnych fajerwerków, ja widzę ją po prostu jako lekko rozmytą, momentami chaotyczną, choć jednak gdzieś składającą się w całość opowieść o zwykłych, normalnych ludziach z ich mniejszymi i większymi dramatami, którzy wciąż nie do końca wiedzą kim chcą być kiedy dorosną.
Dobra robota.
Jako że bardzo spodobała mi się ta powieść (to było moje pierwsze spotkanie z Zadie Smith, ale nie ostatnie, na pewno nie ostatnie), czytam wszystkie wpisy jej poświęcone. ;) W zasadzie nie zauważyłam wspomnianego chaosu - forma, jaką przybrała ta historia, przypadła mi do gustu i ułatwiała lekturę. Bardzo też polubiłam dwie główne (bo chyba można je tak nazwać? a może głównym bohaterem jest Londyn NW?) bohaterki. :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, dokładnie, ostatni akapit dosadnie wyraża, to co ja czuję, a właśnie tę powieść czytam. Po "Białych zębach" byłam w twórczości Smith zakochana, na tę książkę rzuciłam się normalnie i tu mój zapał ostygł. Ale nie jest źle, jest może bardziej stonowana. I ta fragmentaryczność - ciężko się wczuć.
OdpowiedzUsuńKartek szelest