piątek, 16 września 2016

Selma Lønning Aarø - "Lewą ręką przez prawe ramię"



Często na pytanie o ulubionych pisarzy odpowiadam, że lubię literaturę skandynawską. Odtąd będę chyba dodawać, że nie mam na myśli książek takich jak ta. 
Jeden wypadek i trzy kobiety, na które on wpływa. Trzy perspektywy, trzy życiorysy, trzy mniej lub bardziej pokręcone osobowości. Co tu mogło pójść źle, brzmi wszak całkiem nieźle, prawda? A jednak. Problemem jest przesyt - na dwustu stronach autorka upchnęła tyle dramatów, że dałoby się z tego zrobić tasiemcową telenowelę. Czego tu nie ma! Straszliwe w skutkach wypadki, niechciane ciąże, poważne choroby, śmierci i romanse, a wszystko polane dobrze znanym sosem z samotności w tłumie, nieumiejętności komunikacji z najbliższymi i braku zrozumienia. 
Łatwo się to czyta, a autorka najwyraźniej potrafi pisać, przyznaję, ale to nie jest dobra książka. Ilekroć trafiam na takie dzieła zastanawiam się po co? Po co pisać i wydawać coś, co nie jest ani odkrywcze, ani interesujące, a wcześniej zostało już opowiedziane na sto sposobów, w dodatku lepiej, zabawniej i ciekawiej?
Ale nazwisko autorki zapamiętam, bo coś mi mówi, że ta kobieta ma talent, tylko z tą książką jej nie wyszło, po prostu. 
 

2 komentarze:

  1. Przypuszczam, ze przyprawi mnie o bol zebow, ale masochistycznie siegne, co tam ;-)).

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja za to bardzo lubię literaturę norweską... co do samej książki - słyszę o niej po raz pierwszy i zdecydowanie jej nie przeczytam. Jedna negatywna opinia mi wystarczy.

    OdpowiedzUsuń