"Ziemiomorze" Le Guin uchodzi za arcydzieło szeroko pojętej fantastyki. A ponieważ po pierwsze głupio nie znać arcydzieła, po drugie mam ostatnio apetyt na fantasy, a po trzecie całość wydano niedawno w jednym opasłym tomie - to kupiłam i zaczęłam czytać.
Pierwsza część cyklu jest historią chłopca, który odkrywa w sobie magiczną moc. Sama moc to fajna sprawa, ale trzeba się jeszcze nauczyć czym jest i jak nad nią mądrze panować. W tym celu Ged wstępuje do szkoły dla czarnoksiężników, gdzie zdobywa przyjaciół, wroga, a przede wszystkim pilnie się uczy. Niestety pyszałkowaty charakter chłopaka ściąga na niego poważne kłopoty - trzeba uciekać przed przerażającym, złowrogim Cieniem. Przemierzając kolejne kilometry Ged zaczyna poznawać samego siebie i rozumieć, że jedynym ratunkiem może być nie ucieczka, a konfrontacja z Cieniem.
Taka sobie fabuła, niespecjalnie oryginalna, przyznaję. Ale dobrze się czyta, szczególnie jak na coś co zostało napisane kilkadziesiąt lat temu, choć mnie akurat ta książka nie zachwyca. Jak na mój gust zdecydowanie za dużo w niej magii, przez co całość była zwyczajnie nudnawa.
"Czarnoksiężnik" ma jednak spore walory edukacyjne, dużo tu materiału do rozmyślań nad pychą, głupotą, złem i konsekwencjami własnych uczynków.
Mam tylko nadzieję, że kolejne części przygód Geda nie będą już tak bardzo skupione na czarnoksięskich mocach. I nadal marzy mi się fantasy, które przykuje mnie do fotela na długie godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz