czwartek, 7 stycznia 2010

Stieg Larsson - trylogia "Millennium"




Staram się trzymać z daleka od tak zwanych bestsellerów. Ilekroć bowiem daję się skusić i sięgam po coś z pierwszych miejsc list sprzedaży, kończy się to rozczarowaniem. Ale czasem się łamię - kiedy na różnych stronach internetowych i blogach czytam entuzjastyczne opinie na temat jakiejś książki, rodzi się we mnie chęć skonfrontowania ich z moimi własnymi odczuciami. Tym sposobem trafiłam na Stiega Larrsona i jego słynną trylogię "Millennium". Zachowałam resztki zdrowego rozsądku i dwie pierwsze części nabyłam na allegro, choć zwykle nie kupuję używanych książek. Trzeci tom dostałam w prezencie gwiazdkowym:)


Wydawca pisze o trylogii "Te książki można czytać na wielu płaszczyznach: jak kryminały pełne mrocznych i nierzadko politycznych tajemnic, jak doskonałe, wielowątkowe powieści współczesne, pełne prawdziwych zdarzeń i osób, i w końcu jak thriller psychologiczny".

To moim zdaniem przesada. Książki są faktycznie wciągające i czyta się je bardzo szybko - każdy tom zajął mi dwa popołudnia. Ale nie przesadzałabym z tymi wieloma płaszczyznami. Są to po prostu sensacyjne czy też kryminalne historie, zgrabnie opisane i osadzone w realiach. Główni bohaterowie to dziennikarz śledczy Mikael Blomkvist (a na drugim planie cała zgraja jego współpracowników) i aspołeczna, młoda hakerka, oczywiście genialna, Lisbeth Salander. Nie będę się zagłębiać w opisywanie intrygi, bo trochę by to trwało, to raz. A dwa, że nie chcę psuć zabawy ewentualnym przyszłym czytelnikom - o ile są jeszcze ludzie, którzy Larssona nie znają:)

Recenzenci zachwycali się świetnie skonstruowaną postacią Salander. No nie wiem, znam chyba dużo lepsze literackie portrety kobiet. W ogóle wszystkie te zachwyty uważam za przesadzone. Owszem, czytałam te książki z przyjemnością, ale oceniać je można wyłącznie w kategoriach kryminalnego czytadła, trochę mnie śmieszy doszukiwanie się w nich jakiejś psychologicznej głębi. Larsson zgrabnie posługiwał się językiem, to na pewno. Choć nie uniknął błędów - okropnie irytowały mnie opisy w stylu - wyszła z domu ubrana w czarne spodnie, czerwoną bluzkę i ciemnoszary żakiet. Niczemu to nie służy, a powtarza się dość często.

No i wkurzający product placement... Nie wiem czy autor osiągnął z tego tytułu jakieś profity czy po prostu taką miał manierę, ale prawie wszędzie tam, gdzie wystarczyło napisać po prostu "komputer" wstawiał dokładną nazwę, nierzadko z opisem konfiguracji. Nad wyraz denerwujące, przynajmniej dla mnie - tym bardziej, że są to szczegóły bez znaczenia dla fabuły.

Więcej grzechów nie pamiętam:)


Generalnie polecam - na długie zimowe wieczory jak znalazł. I czyta się naprawdę dobrze.





2 komentarze:

  1. Nadal nie moge sie przekonac do zakupu. Czesto mam tez tak, ze nawet jak kupie nowosci, ktore kolorowane sa pieknymi epitetami,to ksiazka musi odstac troszke na polce. Czasem. Moze skusze sie kiedys na Larssona. Dzis skonczylam ''To, co ukryte" i uwazam, ze to naprawde dobry kryminal.pozdr. Lotta

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszą część wypożyczyłam z biblioteki, drugą kupiłam na Allegro, na trzecia nie miałam nerwów czekać kolejne kilka więc kupiłam w księgarni. Osobiście jestem wręcz zahipnotyzowana. A nie jest tak, że to jedyny kryminał który w życiu trafił mi w ręce... ;) Myślę, że rozumiem ten fenomen ;)

    OdpowiedzUsuń