Dla odkrywania takich książek warto chadzać na spotkania klubu czytelników.
Naprawdę pięknie napisana powieść o stracie, miłości, poczuciu winy i szukaniu odpowiedzi na trudne pytania.
We współczesnym Afganistanie splatają się losy Marcusa, Anglika, który spędził tu większość życia, Rosjanki Lary, Davida - byłego agenta CIA i fanatycznego wyznawcy islamu, Casy.
Żona i córka Marcusa zostały przed laty zabite przez talibów, mężczyzna wciąż opłakuje ich śmierć, a wszystkie siły koncentruje na odnalezieniu wnuka, którego nigdy nie poznał. Z kolei Lara szuka zaginionego brata, żołnierza sowieckiej armii, po którym ślad znika właśnie w Afganistanie. Przypadek sprawia, że do domu Marcusa trafi Casa, nienawidzący Amerykanów gorliwy muzułmanin, chętny do dokonania samobójczego zamachu w obronie swojego kraju i religii przed wpływami Zachodu.
Fascynująca opowieść o kraju będącym przez lata w stanie wojny - najpierw Sowieci, później talibowie, wreszcie Amerykanie.To co dla części Afgańczyków jest wyzwoleniem, dla religijnych fundamentalistów jest niszczeniem narodowej tożsamości i musi zaowocować śmiercią jak największej liczby amerykańskich obywateli.
Czytanie tej książki momentami aż boli. Teoretycznie wiem co nieco o reżimie talibów, ale czytanie o tym w tak skondensowanej formie to zupełnie inna bajka. Oto świat, w którym kobiety, okutane burkami, muszą spuszczać wzrok w towarzystwie mężczyzny. Świat, w którym kobieta wykrwawia się na śmierć na progu domu lekarza, a on nie może jej pomóc, bo jest mężczyzną. Oto miejsce, w którym za słuchanie muzyki, oglądanie obrazów, czytanie książki czy nawet gwizdanie można zginąć - takie frywolności obrażają bowiem Allaha. Oto absurdalna rzeczywistość, gdzie ofiara gwałtu musi udowodnić, że została zgwałcona.
"Wędrowiec uciekł. Powiedziała, że została zgwałcona, ale nikt jej nie uwierzył. Duchowny z meczetu domagał się, by przedstawiła - jak tego wymaga islamskie prawo w wypadku zbeszczeszczonych kobiet - czterech świadków, którzy muszą być mężczyznami i muzułmanami, by poświadczyli, że nie przyzwoliła na to, co się stało. To było przykazanie Allaha i nie można go było kwestionować."
Choć wkroczenie do kraju wojsk amerykańskich obaliło reżim talibów, to jednak niewiele się zmieniło, zdaje się mówić Nadeem Aslam. To wciąż kraj, w którym na śmierć zasługuje "postępowa" nauczycielka i w którym wciąż i wciąż pojawiają się rzesze młodych mężczyzn, chętnych wysadzić się w powietrze w przekonaniu, że bronią swojej wiary. Mężczyzn, dla których zabicie niewinnych ludzi nie jest problemem, a tylko ubocznym skutkiem "męczeńskiego zamachu".
Świetnie skonstruowani bohaterowie. Marcus, od lat żyjący w Afganistanie, w którym zamieszkał z miłości do żony, tak naprawdę dla mieszkańców jest kimś obcym, z zewnątrz, a jego wieloletnie małżeństwo z Qatriną w jednej chwili zostaje uznane za nieważne. To człowiek, któremu talibowie odebrali wszystko co kochał, a jednak pozostał w tym dziwnym kraju - z powodu wnuka, którego odnalezienie jest teraz dla niego życiowym celem, ale chyba także dlatego, że nigdzie indziej nie byłby "u siebie".
Jest także David, niegdyś kochający córkę Marcusa. Człowiek czujący, że przyczynił się do zmian w Afganistanie, ale dręczony wyrzutami sumienia. Może gdyby Amerykanie nie wkroczyli do kraju, opętani nienawiścią do Zachodu fundamentaliści nie organizowaliby krwawych zamachów, w których giną niewinni ludzie?
Są w tej książce obrazy, które wstrząsają czytelnikiem.
"Pewnego wieczoru stał na ulicy, obserwując między chałupami dwójkę dzieci uczestniczących w zabawie w chowanego. Kucały obok rozlewającego czarną zawartość rynsztoku, ze wzrokiem skupionym na drzwiach, z których miał się prawdopodobnie wynurzyć szukający, a w powietrzu unosił się zapach dymu i chleba. David przyglądał się, jak dzieci poderwały się na równe nogi i złapały małego chłopca, który wyszedł z chaty, żując nadal dopiero co skończony posiłek. Tamci poprowadzili go za róg, a potem szybko, zanim David zdołał uwierzyć w to, co widzi albo zareagować, napastnicy wsadzili palec do gardła zniewolonego malca, a pojawiające się rzygowiny zebrali w dłonie i zaczęli pochłaniać niestrawione pożywienie. Mały chłopiec odszedł oszołomiony, zataczając się; przewrócił się, oczy miał błyszczące od łez nawet w świetle zmierzchu. A David pognał szeroką na nieco ponad metr uliczką, starając się znaleźć wyjście z tego labiryntu. Sam pomógł stworzyć to wszystko."
To chyba najbardziej poruszająca książka jaką przeczytałam, od długiego, długiego czasu. Przejmująca, prawdziwa, ważna. Piękna.
Bardzo emocjonalna recenzja, widać, że książka uderzyła w ciebie. Wpisuję na listę.
OdpowiedzUsuńZacytowany fragment jest bardzo poruszający i smutny.
OdpowiedzUsuńLubię kiedy książki poruszają moją wrażliwość, więc również wpiszę na listę tych, które chcę przeczytać.
Witam
OdpowiedzUsuńWidzę,że wciąż jestem w twoich linkach :) uaktywniłam ponownie swojego bloga więc zapraszam Yoanna
Ps. Merytoryczny komentarz zamieszczę w późniejszym terminie :) Pozdrawiam
Znalazłam tę książkę w jednej z księgarń za symboliczną cenę 10 zł. Przed zakupem, poszukiwałam o niej informacji i trafiłam tutaj. Większej zachęty nie trzeba - kupuję :)
OdpowiedzUsuń