niedziela, 4 września 2011

Cormac McCarthy - "Strażnik sadu"



Pamiętam jak wielkie wrażenie wywarła na mnie przeczytana jakiś czas temu "Droga". O "Strażniku sadu" mogę powiedzieć tylko, że jest jeszcze lepszą książką.

To literacki debiut McCarthy'ego, napisany i dopracowany w najmniejszych szczegółach tak, że czytając co chwilę krzyczałam w duchu WOW.

Wspomniana "Droga", nawiasem mówiąc chyba najpopularniejsza książka pisarza, opisywała postnuklearną, apokaliptyczną rzeczywistość, "Strażnik sadu" przenosi nas na zabitą dechami amerykańską prowincję z lat 30tych i 40tych. Dorastający John, wychowywany przez samotną matkę, próbuje zarobić jakiekolwiek pieniądze polując na norki, co nie najlepiej mu wychodzi. Marion Sylder żyje z nielegalnego handlu alkoholem, a stary Ather Ownby od lat pilnuje tajemniczych zwłok spoczywających w zbiorniku wodnym w zachwaszczonym, podupadłym sadzie. Losy tej trójki splotą się ze sobą i w dziwny sposób połączą bohaterów.

Tak można streścić fabułę. Miłośnicy szybkiej akcji raczej nie będą tą lekturą zachwyceni, siłą powieści nie jest bowiem akcja, a sposób w jaki McCarthy o niej opowiada. Z jednej strony mamy tu wszechobecną, nieokiełznaną i dziką przyrodę, a z drugiej biednych, prostych, a często i prostackich ludzi posługujących się prymitywnym językiem i nie zaprzątających sobie głów rozmyśleniami nad sensem istnienia. Obserwowanie chłopca, który zamiast cieszyć się beztroskim dzieciństwem kombinuje jak zarobić parę groszy, świadomość tego, że młody bohater nie ma żadnych szans na dobre życie, patrzenie jak jego jedynym wzorem staje się podejrzany przemytnik whisky prawie boli.

Świat narysowany w "Strażniku sadu" jest brutalny i prosty, nie ma w nim miejsca na dorastanie, z dzieciństwa wchodzi się od razu w dorosłość, a codzienność może się zmienić jedynie na gorsze.


Sposób w jaki to wszystko jest opisane zapiera dech w piersiach. Nie ma tu zbędnych słów, niepotrzebnych opisów, przegadanych fragmentów. To dla mnie powieść absolutna, "skończona", i w tym kontekście fakt, że to debiut budzi mój najgłębszy szacunek i uznanie dla McCarthy'ego. Obcowanie z taką literaturą to największa przyjemność.



5 komentarzy:

  1. genialna książka. uwielbiam język MacCarthy'ego. no i bardzo dobry tłumacz, który oddał ten sposób pisania. koniecznie muszę to przeczytać w oryginale, dla porównania.
    masz rację, jeszcze lepsze, niż "Droga".
    a czekają na mnie w domu "W ciemność", "Dziecię Boże" i "Krwawy Południk".

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze lepsza niż "Drga"??? To możliwe w ogóle?!? Ale to w końcu McCarthy, więc pewnie możliwe.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem lepsza, ale to tylko moje zdanie:) Muszę się zaopatrzyć w pozostałe książki tego pana, bo bardzo ich jestem ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczęłam tę książkę, ale niestety musiałam odłożyć. To wymagająca lektura, jedna z tych, którym trzeba się całkowicie poświęcić. Z pewnością jeszcze kiedyś wrócę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja nabieram coraz większej ochoty na coś tego autora. :)

    OdpowiedzUsuń