piątek, 25 marca 2011

Alberto Moravia - "Nuda"


Alberto Moravia to podobno jeden z najlepszych włoskich pisarzy. Piszę "podobno", bo moja licha znajomość literatury włoskiej nie pozwala mi tego poglądu zweryfikować - po lekturze "Nudy" wiem jedynie, że Moravia napisał co najmniej jedną dobrą książkę.


Bohaterem i narratorem powieści jest Dino, pozbawiony talentu i weny trzydziestopięcioletni malarz. Głównym problemem mężczyzny jest nuda, towarzysząca mu od zawsze, a definiowana przez niego samego nie jako brak zajęcia czy zainteresowań, lecz jako brak zdolności do nawiązania więzi z jakimkolwiek przedmiotem, człowiekiem czy czynnością. Pewnego dnia Dino poznaje Cecylię, nastoletnią kochankę swojego niedawno zmarłego sąsiada. Piękna dziewczyna wydaje się nieinteresująca i całkowicie pozbawiona osobowości - nie ma wiele do powiedzenia, sprawia wrażenie obojętnej na wszystko, do niczego nie przywiązuje wagi. Romans, który nawiązuje ta dwójka jest pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia i sprowadza się do mechanicznego seksu dzień po dniu. Do czasu, gdy Dino ze zdumieniem odkrywa, że jest o Cecylię zazdrosny. Dziewczyna, a właściwie wzięcie jej w posiadanie, staje się obsesją mężczyzny. Im bardziej Dino stara się zniewolić i upokorzyć kobietę, by uwolnić się od emocji, które w nim budzi, tym bardziej Cecylia wymyka mu się z rąk. Jedynym sposobem na jej usidlenie, na to by choć na chwilę ją posiąść jest dla Dina seks - każdy kolejny akt, tak samo jałowy i pozbawiony znaczenia jak poprzedni, uświadamia mu jednak bezsens tych usiłowań. Choć bohater korzysta ze wszystkich dostępnych mu środków, dziewczyna wciąż pozostaje czymś na kształt fatalnej zjawy, odbierającej mu spokój i rozum.

Sam Dino to postać budząca z jednej strony zrozumienie, z drugiej brak sympatii. Syn bardzo zamożnej matki, ostentacyjnie odżegnujący się od bogactwa i wiodący pozornie skromne życie artysty w wynajętej pracowni, ale jednak bez skrupułów korzystający z hojności matki i jej finansowych zasobów. Trudno czytelnikowi patrzeć z sympatią na człowieka, który w wieku 35 lat nadal pozostaje na utrzymaniu rodzicielki i w dodatku nie widzi w tym nic złego.

Pomimo tego z dużym zainteresowaniem czyta się historię człowieka, który z zaskoczeniem i bólem odkrywa, że jedyną wartość, choćby i znikomą, ma dla niego to co można po prostu mieć. Śledzenie pogoni Dina za Cecylią, pogoni, której jedynym celem jest zniewolić kobietę, by zaspokoić swoją potrzebę posiadania i wreszcie zaznać znudzenia swoją ofiarą, jest fascynujące - tym bardziej, im bardziej staje się jasne, że wbrew pozorom Cecylia wcale nie jest typem ofiary.


Wielbiciele wartkiej akcji raczej nie znajdą tu wiele dla siebie, ale tych, których ciekawią psychologiczne portety i pokręceni bohaterowie "Nuda" raczej nie znudzi. Polecam.


poniedziałek, 14 marca 2011

Fred Vargas - "Z mroków przeszłości"


Fred Vargas to literacki pseudonim pewnej francuskiej pani historyk, specjalizującej się w Średniowieczu.

Jej specyficzne kryminały zawsze jakoś zahaczają o historię. W wypadku "Z mroków przeszłości" tym nawiązaniem do zawodu autorki są postaci trzech zdziwaczałych naukowców, pomagających głównemu bohaterowi w prowadzeniu nieoficjalnego śledztwa. A główny bohater to Ludwik, częściowo Niemiec, częściowo Francuz, były pracownik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Aktualnie na emeryturze, spędza czas tłumacząc biografię Bismarcka i monologując do mieszkającej z nim ropuchy imieniem Bufo.

Gdy do Ludwika zgłosi się z prośbą o pomoc emerytowana prostytutka Marta, Bismarck pójdzie w kąt, a na tapecie pojawi się niezbyt rozgarnięty Klemens, protegowany Marty, podejrzany o zamordowanie co najmniej dwóch kobiet. Według Marty podejrzany niesłusznie, a czy tak jest rzeczywiście - tego ma się dowiedzieć Ludwik. Dzielny detektyw przemierza zatem ulice Paryża z ropuchą w kieszeni marynarki i usiłuje dojść prawdy, a pomagają mu w tym wspomniani wyżej badacze historii.


Styl Vargas jednych zauroczy, innych od razu zirytuje. Ja należę do osób, które lubią jej kryminały. Odpowiada mi lekko ironiczne obchodzenie się z bohaterami, a intrydze trudno zarzucić brak spójności czy logiki.

Przyjemna, odprężająca lektura.


środa, 9 marca 2011

William Styron - "Wybór Zofii"


Trzeba przyznać Styronowi, że nie boi się dotykania tak zwanych trudnych tematów. Niewolnictwo, depresja, zagłada Żydów - oto tematy, które odnajdziemy w jego twórczości.

Twórczości, której wcale jakoś świetnie nie znam, "Wybór Zofii" to moje drugie, po "Poranku w Tidewater" spotkanie z tym pisarzem. Tamta niewielka książeczka, składająca się z trzech opowiadań, bardzo mnie jednak do niego zachęciła. Nie wiem czy to sprawa języka czy barwnych opisów amerykańskiej prowincji, w każdym razie był w tym jakiś czar. I o ile tym czarem Syron mnie kupił, to "Wyborem Zofii" czyni ze mnie oddaną, pełną szacunku czytelniczkę - bo jest to rzecz wciągająca, przejmująca i świetnie napisana.


Dwa lata po zakończeniu II Wojny Światowej początkujący pisarz, Stingo, wynajmuje pokój w żydowskiej części Brooklynu. Nie jest mu jednak dane skupić się na swym pierwszym dziele, spokój chłopaka zakłóca para mieszkająca piętro wyżej - ich gwałtowne awantury i nie mniej gwałtowne sesje uprawiania miłości budzą w młodzieńcu mieszankę niesmaku, irytacji i fascynacji. Wkrótce Stingo poznaje sprawców codziennego zamieszania, a są to amerykański Żyd - naukowiec Natan i Zofia - Polka, która przeżyła Auschwitz. Cała trójka szybko się zaprzyjaźnia i w ten sposób Stingo zostaje wciągnięty w świat skomplikowanych, burzliwych emocji, tajemnic i traum z przeszłości.

Związek Natana i Zofii przypomina karuzelę, okresy sielankowego romansu przeplatają się z brutalnymi kłótniami, przemocą i rozstaniami, by po jakimś czasie znów wrócić do fazy idylli. Każde z nich jest dręczone przez własne demony - Natan to tak naprawdę schizofrenik i narkoman, a Zofia nie może uporać się ze wspomnieniami z obozu. Jaka wina nie pozwala kobiecie zaznać spokoju i dlaczego uważa ona, że zasłużyła na śmierć? Dlaczego w rozmowach ze Stingo Zofia przedstawia co chwilę inną wersję swojego życiorysu? Dzięki retrospekcjom stopniowo poznajemy obozowe doświadczenia Zofii. Nie jest to jednak powieść o Holocauście - traumatyczne przeżycia kobiety są tu tak samo ważne jak jej destrukcyjny związek z Natanem czy sam Stingo i jego zmagania z życiem w wielkim mieście i próbami napisania pierwszej książki.

Jeśli o mnie chodzi to siłą "Wyboru Zofii" jest dopracowanie wszystkich wątków. Dzięki temu losy Stingo interesowały mnie tak samo jak obserwowanie momentami patologicznej relacji między Zofią i jej ukochanym. Relacja tej dwójki to spotkanie dwojga udręczonych życiem ludzi, czepiających się siebie i swojej miłości w jakiejś rozpaczliwej nadziei, że życie może być proste i piękne, mimo wszystko. Czy można uciec od przeszłości i czy możliwe jest wyzwolenie się od własnych czynów, o tym między innymi jest ta powieść.


Spotkałam się w internecie z opiniami, że pisarz podszedł do sprawy nierzetelnie, że przedstawił Polaków jako złych ludzi, którzy zabijali Żydów, że to niesprawiedliwe i powierzchowne. A ja myślę, że niektórym może ciężko pogodzić się z rzeczywistością, która jest taka, że nawet w czasie wojny byli dobrzy Niemcy i byli źli Polacy. Oczywiście - to nie miejsce na przerzucanie się liczbami i historycznymi faktami, ale. Wydaje mi się mocno chybione oczekiwać od Styrona, który w swoich książkach nie boi się pisać o ciemnej stronie amerykańskiego Południa, skąd pochodzi, żeby nie stosował tej samej zasady uczciwości wobec wojennej Polski, którą opisuje przez pryzmat wspomnień Zofii. I tyle w tym temacie.


Co do "Wyboru Zofii" - jest to powieść napisana z rozmachem, a przy tym lekko, wciągająca jak diabli i niosąca ze sobą kawał wiedzy o ludziach i ich pogmatwanych losach. Polecam gorąco i każdemu. Przy okazji polecam też film Alana Pakuli z 1982 roku na podstawie tej książki, z absolutnie fenomenalną rolą Meryl Streep. Z zastrzeżeniem, że jeśli zamierzacie przeczytać książkę, film zostawcie sobie na deser. Przestrzegam też przed czytaniem opisów książki w Merlinie czy innych portalach, chyba że nie przeszkadza wam odkrycie losów Zofii jeszcze przed lekturą powieści Styrona.




sobota, 5 marca 2011

Zabawa blogowa, czyli moja biblioteczka.

Postanowiłam i ja dołączyć do blogowej zabawy i pokazać część swoich książek. Jak widać na zdjęciu powyżej, na nadmiar wolnego miejsca na kolejne nabytki nie narzekam... Trochę książek trzymam w piwnicy, trochę na dodatkowym regale pod biurkiem, resztę upycham gdzie się da. Na tym zdjęciu zasadnicza część mojej biblioteczki, na zdjęciach poniżej zbliżenia na niektóre półki. Zdjęcia powiększają się po kliknięciu w nie. Miłego podglądania:-)

Kilka moich ukochanych albumów.


Przewodniki i mapy oraz kilka książek o podróżach.


Relikt dzieciństwa i młodości, czyli jedna z dwóch półek z twórczością Chmielewskiej...

A tutaj Musierowicz.
A na zdjęciach poniżej miks różności.