wtorek, 26 lipca 2011

Maria Nurowska - "Imię twoje"


Lubię książki Marii Nurowskiej. Nie jest to wielka literatura, to po prostu dobrze napisane powieści obyczajowo - romansowe. Takie czytadła, po których nie mam poczucia straconego czasu, bardzo przyjemne.


"Imię twoje" to pierwsza część tak zwanej trylogii ukraińskiej. Amerykanka Elisabeth przyjeżdża do Lwowa, by odnaleźć swojego męża, zaginionego w niewyjaśnionych okolicznościach podczas podróży służbowej na Ukrainę. Kobieta może liczyć wyłącznie na siebie i na poznanego w samolocie prawnika Andrew. Ani amerykański konsulat, ani tym bardziej władze ukraińskie nie wydają się szczególnie zainteresowane odnalezieniem męża Elisabeth, przeciwnie - wszyscy chcą, by kobieta jak najszybciej wróciła do Stanów Zjednoczonych. Ta jednak decyduje się zostać i wkrótce odkrywa, że zaginięcie Jeffa może być powiązane ze śmiercią opozycyjnego dziennikarza, którą nieoficjalnie obarcza się ukraińskie władze. Szukając śladów męża, Elisabeth trafia i do Czarnobyla, i do czeczeńskich partyzantów, i wreszcie do ukraińskiego aresztu.


Czytałam już lepsze książki Nurowskiej. Tutaj czegoś mi brakuje. Wątek sensacyjny jest jakiś jałowy, w ogóle na przykład nie potrafiłam przejąć się wędrówkami Elisabeth po niebezpiecznej, ogarniętej wojną Czeczenii. Podobało mi się za to tło społeczno polityczne, obraz Lwowa nakreślony przez pisarkę. Miejsca z jednej strony egzotycznego, pięknego i intrygującego, z drugiej - przesiąkniętego korupcją, kombinatorstwem, nie potrafiącego wyzwolić się spod wpływu komunizmu, mrocznego.

Elisabeth przeżywa rozpacz, bezsilność, stopniowo jednak nabiera sił do walki. Musi też zmierzyć się z tajemnicą, która rzuci cień na jej związek z Jeffem.


Mieszane uczucia, jednak z przewagą pozytywnych. Ciekawi mnie jak potoczą się losy Elisabeth opisane w kolejnych częściach cyklu.


wtorek, 19 lipca 2011

Sebastian Fitzek - "Śmierć ma 143 cm wzrostu"


Kolejna książka Sebastiana Fitzka, z którą dane mi się było zapoznać. Jest słabsza od poprzednich, ale mocne punkty są dokładnie te same - szaleńcze tempo i co chwilę zwroty akcji.


Tym razem bohaterem swej powieści uczynił Fitzek Roberta Sterna, wziętego prawnika, który (jakżeby inaczej) nie potrafi uporać się z przeszłością. Dziesięć lat wcześniej tuż po narodzinach umarł syn Roberta, od tej pory prawnik jakby wycofał się z życia. Oto jednak jego jałową egzystencją wstrząsa pojawienie się dawnej kochanki oraz śmiertelnie chorego chłopca, który z pełną powagą twierdzi, że w poprzednim życiu był seryjnym mordercą. A na dowód tego doprowadza Roberta w kolejne miejsca, które kryją tajemnicze zwłoki. W tym samym czasie ktoś - tajemniczy Głos - zaczyna prześladować prawnika i wmawiać mu, że jego syn żyje i ma się dobrze, a odzyskać go można tylko jeśli Robert zdecyduje się na współpracę z Głosem...

Fabuła nie jest aż tak pogmatwana jakby to mogło wynikać z opisu, niemniej jednak wymaga odrobiny skupienia.

Fitzek jest mistrzem tworzenia krótkich rozdziałów kończących się tak, że nie sposób przerwać lektury. Po prostu chce się wiedzieć co będzie dalej, więc czyta się kolejny rozdział i kolejny i nagle okazuje się, że to już koniec. Właściwie jedyne co mam mu do zarzucenia to zakończenia właśnie, w wypadku tej konkretnej książki zdecydowanie zbyt cukierkowe.

Generalnie jednak twórczość Sebastiana Fitzka polecam, niezła rozrywka na letnie wieczory.


poniedziałek, 11 lipca 2011

Anna Gavalda - "Kochałem ją"


Wiem, że książki Anny Gavaldy cieszą się sporym powodzeniem i że przez niektórych (niektóre?) jest to pisarka wręcz uwielbiana. Wyznać muszę, że zupełnie tego nie pojmuję, mnie bowiem kompletnie nie umie pani Gavalda zaczarować, a historie przez nią opowiadane trącą banałem rodem z telewizyjnych filmów klasy B.

"Kochałem ją" to druga książka tej popularnej francuskiej pisarki, którą przeczytałam. I pewnie ostatnia.

Oto jest mająca zapewne chwytać za serce historia Chloe, młodej, pełnej życia kobiety, której mąż właśnie oświadczył, że porzuca ją i dwie małe córeczki dla innej kobiety. Chloe wpada w rozpacz, jest zagubiona, nie rozumie jak to możliwe, że ułożone, szczęśliwe życie jakie wiodła nagle zostało zburzone przez kogoś kogo tak mocno kocha. Aby oderwać kobietę od otoczenia/złych myśli itp. ojciec wyrodnego męża, Pierre, zabiera ją z córkami do domku na wsi. Zimne wieczory w domu na odludziu sprzyjają rozmowom i szybko okazuje się, że niezbyt lubiany przez Chloe teść to mężczyzna z przeszłością. Poznajemy tę przeszłość właśnie dzięki wieczornym rozmowom Chloe i Pierre'a i oto z jednej strony mamy młodą, porzuconą żonę, a z drugiej starszego mężczyznę, który kiedyś bardzo kochał pewną kobietę, ale nie odważył się porzucić dla niej rodziny. Miłosne wspominki mają to do siebie, że są banalne i ckliwe, więc o to się nie czepiam. Nie bardzo natomiast wiem co Gavalda chciała czytelnikom przekazać. Że jedni są draniami, którzy odchodzą od żon, bo zakochali się w innej kobiecie, a inni są draniami, bo wprawdzie zakochali się i nie odeszli, ale za to żyją nieszczęśliwi i unieszczęśliwiając otoczenie? Że o wielkie uczucia warto zawalczyć, nawet za cenę cudzego dobra? Doprawdy nie wiem.

Świeżości i oryginalności w tym tyle co w codziennym wydaniu "Faktu". Zamiast "Kochałem ją" można spokojnie przeczytać dowolny artykuł w babskim piśmie z cyklu "porzucił mnie i jestem taka nieszczęśliwa, ale kiedyś jeszcze zaświeci słońce", wielkiej straty nie będzie.


Wierzę, że są ludzie, dla których opowieści snute przez Annę Gavalę są cudowne, chwytające za gardło i głębokie. Jeśli o mnie chodzi to lubię odkrywać nowe, a jeśli już wszystko zostało opowiedziane to niech chociaż forma będzie wyjątkowa. Tymczasem powieści Gavaldy są dla mnie jak echo historii na wciąż ten sam temat, przewidywalnych i nudnych. Co do "Kochałem ją" to największym plusem tej książki jest jej niewielka objętość i fakt, że narracja w formie niemal ciągłego dialogu sprawia, że czyta się ją w dwie godziny. Reszta kompletnie do mnie nie przemawia.


niedziela, 10 lipca 2011

Andrzej Sapkowski - "Chrzest ognia"


O trzecim tomie wiedźmińskiej sagi mogę napisać to samo co o poprzednich - że wciągający od pierwszych stron, że plastyczne, żywe opisy, że dobrze zbudowane postacie. Największy sens miałoby chyba opisanie całej serii w jednej notce, ale po pierwsze przyjęłam zasadę, że piszę o każdej przeczytanej książce, a po drugie Sapkowskiego przeplatam innymi lekturami, zachodzi więc ryzyko, że gdy dojdę do części ostatniej niekoniecznie będę pamiętała pierwszą:-)

"Chrzest ognia" to w pewnym sensie powieść drogi, bohaterowie bowiem przez cały czas wędrują. Na pierwszy plan wysuwa się postać Geralta - o losach Ciri tym razem nie dowiadujemy się wiele, a jeszcze mniej o mojej ulubionej Yennefer. Wiedźmin, w dość barwnym towarzystwie złożonym z krasnoludów, zadziornej łuczniczki, poety Jaskra oraz woniejącego ziołami cyrulika, przemierza ogarnięty wojną świat, by odnaleźć i ocalić Ciri, na którą ostrzą sobie zęby wszyscy królowie i przywódcy. Dziewczyna tymczasem prowadzi dość awanturnicze życie i nie jest takie pewne czy w ogóle chciałaby zostać odszukana...

Poza gęstą, pełną wydarzeń akcją śledzimy także zmagania Geralta z samym sobą - nawykły do załatwiania spraw w pojedynkę, tym razem musi skorzystać z pomocy przyjaciół jeśli chce by jego misja zakończyła się sukcesem. Do tego nie wiadomo co stało się z jego ukochaną Yennefer.


Czyta się to znakomicie, akcja toczy się szybko, świetne, dowcipne dialogi. Pierwszorzędna rozrywka.


niedziela, 3 lipca 2011

Sophie Hannah - "Druga połowa żyje dalej"



Z książkami o tematyce krążącej wokół sensacji i kryminału mam tak, że przyjemnie spędzam z nimi czas, natomiast rzadko zdarzają się takie, które by mnie zaskoczyły czy porwały. "Druga połowa żyje dalej" jest o tyle inna, że sposób prowadzenia narracji i zawiłości opowiadanej historii powodują, że długo, długo czytelnik nie wie o co tak taprawdę chodzi. Kto jest dobry, a kto zły, kto jest ofiarą, a kto przestępcą, po czyjej stronie powinniśmy stanąć?

To wodzenie czytelnika za nos jest największą zaletą powieści Sophie Hannah. Już dawno lektura thrillera (bo tak się o tej książce pisze) nie sprawiła mi takiej przyjemności.


Główną bohaterką jest Ruth - istota dość pokręcona, z tajemniczą, traumatyczną przeszłością, usiłująca prowadzić w miarę normalne życie choć najwyraźniej zniewolona przez dawne wydarzenia. Ma chłopaka, Aidana, pasjonuje się sztuką, jest zakochana i na dobrej drodze do poukładania sobie wszystkiego. Ale tylko do momentu, w którym Aidan wyzna Ruth, że w przeszłości zrobił coś strasznego - zamordował pewną kobietę. Tak się jednak składa, że ofiara Aidana to ktoś, kogo Ruth miała okazję poznać, a do tego ktoś, kto żyje i ma się dobrze. Chłopak Ruth nie daje się jednak przekonać, jest stuprocentowo pewny, że popełnił zbrodnię...

Tak zaczyna się ta dziwna historia, pogmatwana tak samo jak jej bohaterowie lecz całkiem wciągająca i sprawnie napisana.

Widać, że autorka chciała stworzyć postaci z krwi i kości i napracowała się nad próbami analizy ich psychiki. Dla mnie to jednak po prostu thriller, sensacja czy jak to tam nazwać, a w tego rodzaju książkach nie szukam drugiego dna i to budowanie osobowości bohaterów za wszelką cenę momentami mnie drażniło.

W kategoriach powieści czysto rozrywkowych jest to książka dobra, a może i bardzo dobra, choć zagęszczenie pokręconych postaci na metr kwadratowy jest nieco zbyt duże, przez co lektura traci na wiarygodności.

Niemniej jednak lektura dostarczyła mi sporo przyjemności, a najbardziej podobało mi się to, że tak długo nie wiedziałam o co w niej tak naprawdę chodzi:)