Stęskniłam się za powieściami Joyce Carol Oates. Na szczęście mam na półce jeszcze kilka nieprzeczytanych, więc mogłam szybko tę tęsknotę ukoić.
"Zabiorę cię tam" to kobiecy portret w trzech odsłonach. Pierwsza część to opis studenckiego życia bezimiennej bohaterki. Uboga, wycofana, piekielnie zdolna i inteligentna narratorka uchodzi na uczelni za dziwadło. Zaproszenie do jednego ze studenckich stowarzyszeń jest dla niej spełnieniem marzeń o przynależeniu do czegoś, o posiadaniu sióstr, których nigdy nie miała, o byciu akceptowaną. Korporacyjne siostry okazują się jednak pustymi i okrutnymi osobami, które od bohaterki oczekują tylko pisania za nie prac zaliczeniowych.
Druga część dotyczy czasu bezpośrednio po opuszczeniu stowarzyszenia Kappa Gamma Pi i koncentruje się na skomplikowanej relacji dziewczyny z czarnoskórym, starszym studentem. I tutaj jednak bohaterka Oates nie znajdzie ciepła ani miłości. Związek - niezwiązek z szorstkim Vernorem przynosi jej wyłącznie cierpienie i doprowadza na skraj psychicznego i fizycznego wyczerpania.
W ostatniej, najkrótszej części powieści, towarzyszymy bohaterce w odnajdywaniu własnej drogi. To przede wszystkim opis spotkania po latach z umierającym ojcem, człowiekiem, który nigdy nie był czuły ani wylewny, a pewnego dnia po prostu zniknął. Teraz jego czas się kończy, w ostatnim stadium choroby nowotworowej nie jest w stanie nawet mówić, a nasza bohaterka ma zakaz patrzenia na jego wyniszczoną twarz i ciało. Dni spędzone z nim, tak naprawdę jedyne, jakie były jej dane, są więc dla bezimiennej narratorki głównie monologami jakie wygłasza, odwrócona tyłem do ojca. Są też swoistym zamknięciem przeszłości. Kiedy chory człowiek w końcu umiera, młoda kobieta wreszcie czuje siłę, by zmierzyć się z dorosłością.
Bardzo wnikliwy (zresztą - czy Oates potrafiłaby napisać cokolwiek powierzchownie?), dotykający duszy portret kobiety odrzuconej od zawsze i przez wszystkich, bez oparcia w rodzinie, partnerze czy przyjaciołach. Studium wrażliwej psychiki i osobowości rozpaczliwie poszukującej akceptacji. Bohaterka budzi współczucie, ale i irytację, kiedy czytamy jak pozwala sobie wchodzić na głowę. Na końcu jest jednak nadzieja - słabość zostaje zastąpiona rodzącą się siłą, poszukiwanie akceptacji na zewnątrz zdaje się przeradzać w samoakceptację, a przyszłość wygląda co najmniej obiecująco.
I tym razem Joyce Carol Oates mnie nie rozczarowała.
Lubię książki Oates, chociaż nie jest to lektura ani lekka, ani przyjemna. "Zabiorę cię tam" nie czytałam, ale chętnie nadrobię :)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze kilka powieści Oates i odwlekam ich lekturę, bo boję się tego momentu kiedy będzie wiadomo, że ona już nic nie napisze. Chciałabym żeby dostała tego Nobla wreszcie, należy jej się bardzo.
Usuń