Shulamit Lapid rozkochała mnie w sobie dość mocno "Gazetą lokalną" - kryminałem z początkującą reporterką w roli detektywa. "Krew mojej konkubiny" trafiła w moje ręce wiele miesięcy później i oto miłość odżyła.
Lizzi Badihi jest młoda, nieprzesadnie (we własnym mniemaniu) urodziwa, ma ekscentryczną rodzinę i milion obowiązków zawodowych. Nie musi już wprawdzie bywać absolutnie wszędzie, ale wciąż musi trzymać rękę na pulsie wydarzeń w Beer Shewie. Przypadek sprawia, że Lizzi zostaje wplątana w sprawę śmierci młodej dziewczyny związanej z gwiazdą izraelskiej muzyki pop. Okazuje się, że zabójstwo młodej Diny łączy się ze skorumpowanym środowiskiem finansowych i politycznych elit miasta, a także zahacza o byłego wykładowcę Lizzi. Nasza reporterka dzielnie dąży do rozwiązania kryminalnej zagadki, której korzenie sięgają dalekiej przeszłości.
Bardzo przyzwoity kryminał, ale tym, co mi się najbardziej podobało były opisy codziennego życia i przyznaję, że czytałam tę książkę trochę jak przewodnik po realiach współczesnego Izraela.
Główna bohaterka to typ postaci, w których zakochuję się błyskawicznie - postrzelona, energiczna, niezłomna w poszukiwaniu odpowiedzi, a przy tym lekko niezdarna i strzelająca gafy. Słowem - trudno mi uwierzyć, że można nie pokochać Lizzi Badihi.
Szczerze polecam książki pani Lapid z przygodami Lizzi, nie tylko wielbicielom kryminałów.
Nie słyszałam o autorce. Nigdy nie czytałam kryminału z tych stron, więc bardzo jestem ciekawa, rozejrzę się za książkami tej pani.
OdpowiedzUsuńJuz znalazlam, gdzie maja w bibliotece, ha (bo czuje, ze to beda moje klimaty :-) ).
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że "Gazeta lokalna" była zabawniejsza, z większym akcentem na postać Lizzie, a mniejszym na kryminalną intrygę. "Krew mojej konkubiny" jest jakby poważniejsza, a na pewno lepiej przetłumaczona ;)
OdpowiedzUsuń