poniedziałek, 14 czerwca 2010

Graham Greene - "Spokojny Amerykanin"


Thomas Fowler, brytyjski korespondent, od dłuższego czasu mieszka w Sajgonie, komentując trwający właśnie konflikt francusko - wietnamski. Świat, który go otacza jest dla niego bardziej prawdziwym domem niż środowiskiem pracy. W Anglii nic na niego nie czeka, nawet jego małżeństwo istnieje już tylko formalnie. Czas w Sajgonie wypełnia mu głównie romans z piękną Fuong - młodą kobietą marzącą o małżeństwie z człowiekiem z Zachodu. Gdy do Sajgonu przybywa Alden Pyle, pracownik amerykańskiej misji ekonomicznej, wszystko się komplikuje. Mężczyźni zaprzyjaźniają się ze sobą, jednak wkrótce Pyle zakochuje się we Fuong, a niedługo potem ginie w tajemniczych okolicznościach. Książka jest w dużej mierze historią tej znajomości opowiadaną przez Thomasa. Opowieścią o skomplikowanej miłości do Fuong, ale też relacją ze zderzenia dwóch kultur, które wprawdzie mogą się przenikać, ale nie są w stanie zrozumieć się nawzajem.


Podczas gdy główną zasadą Thomasa jest brak zaangażowania, Pyle - z głową nabitą wyzwoleńczymi ideałami, wikła się w polityczne sprawy kraju, o którym tak naprawdę niewiele wie. Tocząca się między mężczyznami rywalizacja o Fuong jest zderzeniem młodości z dojrzałością, cynizmu z idealizmem, doświadczenia z głodem nowych wrażeń. Thomas, mówiący sam o sobie, że nie ma właściwie żadnych poglądów, że on tylko relacjonuje wydarzenia wokół, a wojna, która się właśnie toczy nie jest jego wojną, ostatecznie będzie musiał opowiedzieć się po którejś ze stron.


Bardzo sugestywnie opisany świat Wschodu, z dziwnymi dla nas obyczajami i hierarchią wartości. Krwiste, mocno zarysowane postaci. Wojna, której echo słychać wciąż w tle.

Czytało się świetnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz