Od razu się przyznam, że nie przepadam za opowiadaniami. Nie zdarzyło się jeszcze żeby jakiś autor porwał mnie nie powieścią, a właśnie opowiadaniami. Z krótkich form doceniam i lubię reportaże, felietony, ale opowiadania - jakoś nie bardzo.
Twórczości Karen Blixen nie znam w ogóle. Tak, tak - nie czytałam słynnego "Pożegnania z Afryką", a jeśli czytałam to już zapomniałam. Zbiór pięciu opowiadań duńskiej pisarki kupiłam przy okazji allegrowych wędrówek, zachęcona tytułową "Ucztą Babette", której ekranizacja dawno temu zrobiła na mnie wrażenie. Pozytywnie nakręcona okładkowym opisem szafującym określeniami typu "szczyt literackiego wyrafinowania i wrażliwości" zasiadłam do lektury i... No właśnie, i nic.
Opowiadanie tytułowe mnie zawiodło, a pozostałe, delikatnie mówiąc, nie powaliły. Najbardziej podobała mi się "Nieśmiertelna opowieść" o zamożnym kupcu, który postanawia urzeczywistnić coś w rodzaju krążącej po świecie urban legend, manipulując w tym celu ludźmi - lecz do zachwytu i tak mi daleko.
Możliwe, że to wynik mojej czytelniczej niedojrzałości, ale jakoś Karen Blixen nie zrobiła na mnie wrażenia, a i obiecywanej głębi i metafizyki w jej opowiadaniach nie odnalazłam. Dodatkowo irytował mnie dość archaiczny język pisarki, dziwny jeśli wziąć pod uwagę, że pierwsze wydanie opowiadań ukazało się w 1958 roku.
Jeśli ktoś lubi Karen Blixen to pewnie i "Uczta Babette" zrobi na nim wrażenie. Ja raczej nie zostanę fanką twórczości tej pisarki.
Spokojnie, moja droga :) Ja wprawdzie lubię Blixen - ale z sentymentu za "PzA", ale po opowiadania sięgam bardzo rzadko. Jestem smakoszem dłuższych form literackich i nic na to nie da się poradzić. Dlatego rozumiem i zgadzam się z twoją opinią :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :) Anhelli*