Poprzedni tom trylogii Murakamiego czytałam prawie pół roku temu. Być może to ta długa przerwa spowodowała, że w trzecią część "1Q84" jakoś nie mogłam się wciągnąć.
Śledzimy dalsze losy Tengo i Aomame. Aomame nadal ukrywa się przed członkami tajemniczej sekty, Tengo czuwa przy łóżku umierającego ojca w mieście kotów, ze sceny znika zagadkowa Fukaeri, a zamiast tego wkracza Ushikawa - wyrzucony z palestry adwokat na usługach sekty, mający wytropić Aomame.
Pierwszy tom strasznie się dłużył, przy drugim akcja nabrała tempa, a ja nadziei, że coś fajnego z tej książki będzie, trzeci jest niestety wielkim rozczarowaniem. O ile zazwyczaj kupuję w stu procentach realno - fantastyczny świat kreowany przez Murakamiego, o tyle w wypadku "1Q84" zupełnie mnie on nie przekonuje.
Te same wątki wałkowane wciąż i wciąż, mało dynamiczna akcja, dziwni Little People, którzy raczej irytują niż straszą. I najgorsze - ogólny brak sensu w tym wszystkim.
Jasne, świat kreowany przez pisarza w jego książkach zawsze jest tak pogmatwany, że nie ma sensu doszukiwać się w nim racjonalizmu. Ale zawsze było jakieś uzasadnienie, wszystko działo się po coś i dokądś prowadziło.
Tym razem mam wrażenie, że sam Murakami nie miał do końca pomysłu na fabułę i postacie. Pierwszy raz podczas lektury powieści tego autora bohaterowie byli mi zupełnie obojętni. W gruncie rzeczy nie obchodziło mnie czy Tengo spotka się w końcu z Aomame, czy uda im się wydostać z alternatywnego świata i w ogóle jak potoczą się ich losy. Moim zdaniem skrócenie całego cyklu o połowę wyszłoby mu na dobre.
Aż do teraz Murakami nigdy mnie nie rozczarował. Niestety "1Q84" to bardzo średnia książka i piszę to z prawdziwą przykrością. Najlepiej wypada drugi tom, to jednak nie ratuje całości.
Mam nadzieję, że kolejną powieścią pisarz wróci do formy i nie będzie się już porywał na tworzenie trylogii z czegoś, co z powodzeniem można zmieścić na sześciuset stronach.
Po dwóch przeczytanych powieściach ( nie trylogia) niestety, ale się zniechęciłam. Ksiązki były totalnie o czymś zupełnie innym a ciągle miała wrażenie,że to ten sam bohater. Jakaś powtarzalność i klimatu, bohatera, schematu atmosfery. Nie dla mnie jednak, nie umiem się odnaleść w świecie tego pisarza, a dalej próbować nie będę, bo za dużo dobrych powieści czeka wokół mnie:)
OdpowiedzUsuńTo chyba jedna z nielicznych niepochlebnych recenzji :) Bardzo ostrożnie podchodzę do książek, którymi wszyscy się zachwycają, bo już nieraz się rozczarowałam. Chyba na razie sobie Murakamiego daruję.
OdpowiedzUsuńMonika - tak, już kiedyś nawet o tym pisałam, że książki Murakamiego są zawsze według tego samego schematu. W sumie trochę jak z większością pisarzy produkujących bestsellery:) Tyle, że dotąd świat Murakamiego mnie wciągał, a tym razem cóż, niewypał.
OdpowiedzUsuńKsiążkozaur - przykro mi było pisać tę niepochlebną recenzję, bo naprawdę lubię tego pisarza. Widać każdemu zdarzają się gorsze książki, w tym wypadku jest to potknięcie dość spektakularne. Z drugiej strony - jak się wywalać, to z rozmachem:)
pozdrawiam:)
Nie czytałam wcześniejszych części i muszę sięgnąć po jakąś ksiazkę tego autora, bo każdy go chwali. Ale widzę, że tutaj tak pięknie nie jest jak wcześniej pisali o tej książce inni ? ;]
OdpowiedzUsuńTwórczość tego autora mam wciąż jeszcze przed sobą, ale od dawna mam na niego chrapkę i z niecierpliwością czekam aż wpadnie w moje ręce. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Twoją recenzją w 100 procentach, też uważam, że można było krócej, i że było nieprzekonywująco. A bardzo lubię ogólnie Murakamiego. To jest trochę tak, jakby Murakami pewnego dnia pomyślał sobie "Ale by było superowo napisać trylogię, +10 w stronę literackiego Panteonu" (choć nie wierzę, żeby postrzegał swoje pisarstwo w tak próżny sposób) i rozciągnął pomysł na sto tysięcy tron, kiedy nie było wcale takiej potrzeby.
OdpowiedzUsuńJa niestety nie czytałam żadnej książki tego autora, a baaardzo bym chaciała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)