O istnieniu Thomasa Pynchona dowiedziałam się całkiem niedawno. Okazuje się, że to jeden z kultowych amerykańskich pisarzy, skorzystałam więc z okazji wydania w Polsce "Wady ukrytej" i postanowiłam zaznajomić się z twórczością tego pana.
Cóż to za odjechana książka!
Bohaterem "Wady" jest Doc Sportello, prywatny detektyw, który jednak bardziej niż z Herkulesem Poirot kojarzy się z bohaterami "Las Vegas Parano".
Słoneczne Los Angeles, bosonogie dziewczęta i długowłosi chłopcy, psychodeliczna muzyka i opary marihuany unoszące się niemal wszędzie - oto tło, na którym Pynchon maluje Doca.
Pewnego dnia naszego detektywa odwiedza była dziewczyna, Shasta, zaniepokojona o losy swojego aktualnego kochanka. Shasta ma powody przypuszczać, że jej ukochanemu grozi poważne niebezpieczeństwo i prosi Doca o zbadanie sprawy. Wkrótce potem zarówno po kochanku dziewczyny jak i po niej samej ginie ślad. Tym sposobem nasz wiecznie upalony (a w chwilach wolnych od upalenia upajający się wizjami po LSD) detektyw znajduje się w centrum dziwnych wydarzeń.
Intryga kryminalna jest tu drugorzędna. Śledztwo jakie prowadzi Sportello jest cokolwiek niemrawe, a jeśli posuwa się do przodu to bardziej za sprawą przypadku czy drugoplanowych postaci niż wskutek działań naszego detektywa.
Jest w tej książce cała galeria dziwacznych postaci - od prześladującego Doca policjanta o pseudonimie Wielka Stopa, przez fingującego własną śmierć saksofonistę, po uzależnionego od telewizji Dennisa, a wszyscy oni są w jakiś sposób powiązani ze sprawą prowadzoną przez Doca.
Pynchon konsekwentnie buduje absurdalny, dekadencki świat, podszyty jednak jakąś nostalgią - autor kilkukrotnie wspomina w książce o morderstwie dokonanym przez bandę Mansona, będącym dla niego, jak się zdaje, swoistym symbolem końca epoki dzieci - kwiatów.
Sportello rozczula, nie można mu odmówić uroku, a coraz bardziej absurdalne sytuacje, w które się pakuje budzą w czytelniku szczery śmiech.
Język jakim napisano "Wadę ukrytą" jest wielkim atutem tej powieści. Miałam skojarzenia z "Autostopem przez galaktykę", zapewne ze względu na podobne nagromadzenie abstrakcyjnych sytuacji.
Ta książka to pierwszorzędna rozrywka, pod warunkiem, że lubicie absurdalne dialogi i dziwaczne sytuacje. Czyta się ją lekko i z wielką przyjemnością, a w dodatku można się solidnie uśmiać.
Jeśli o mnie chodzi - rewelacja.
Nie słyszałam jeszcze o tym autorze, ale że bardzo lubię absurd i niekonwencjonalne lektury, to sobie zapiszę nazwisko. :)
OdpowiedzUsuńDwa razy wkładałam tę powieść do koszyka i tyleż samo wyciągałam. Po twojej recenzji nadal nie wiem, bo ci dziwaczni bohaterowie mnie odstraszają..
OdpowiedzUsuńMonika, co kto lubi, ja się świetnie bawiłam przy tej lekturze.
OdpowiedzUsuńwięcej o Pynchonie na teczagrawitacji.ovh.org :)
OdpowiedzUsuń