środa, 4 stycznia 2012

Thomas Pynchon - "Wada ukryta"


O istnieniu Thomasa Pynchona dowiedziałam się całkiem niedawno. Okazuje się, że to jeden z kultowych amerykańskich pisarzy, skorzystałam więc z okazji wydania w Polsce "Wady ukrytej" i postanowiłam zaznajomić się z twórczością tego pana.


Cóż to za odjechana książka!

Bohaterem "Wady" jest Doc Sportello, prywatny detektyw, który jednak bardziej niż z Herkulesem Poirot kojarzy się z bohaterami "Las Vegas Parano".

Słoneczne Los Angeles, bosonogie dziewczęta i długowłosi chłopcy, psychodeliczna muzyka i opary marihuany unoszące się niemal wszędzie - oto tło, na którym Pynchon maluje Doca.

Pewnego dnia naszego detektywa odwiedza była dziewczyna, Shasta, zaniepokojona o losy swojego aktualnego kochanka. Shasta ma powody przypuszczać, że jej ukochanemu grozi poważne niebezpieczeństwo i prosi Doca o zbadanie sprawy. Wkrótce potem zarówno po kochanku dziewczyny jak i po niej samej ginie ślad. Tym sposobem nasz wiecznie upalony (a w chwilach wolnych od upalenia upajający się wizjami po LSD) detektyw znajduje się w centrum dziwnych wydarzeń.

Intryga kryminalna jest tu drugorzędna. Śledztwo jakie prowadzi Sportello jest cokolwiek niemrawe, a jeśli posuwa się do przodu to bardziej za sprawą przypadku czy drugoplanowych postaci niż wskutek działań naszego detektywa.


Jest w tej książce cała galeria dziwacznych postaci - od prześladującego Doca policjanta o pseudonimie Wielka Stopa, przez fingującego własną śmierć saksofonistę, po uzależnionego od telewizji Dennisa, a wszyscy oni są w jakiś sposób powiązani ze sprawą prowadzoną przez Doca.


Pynchon konsekwentnie buduje absurdalny, dekadencki świat, podszyty jednak jakąś nostalgią - autor kilkukrotnie wspomina w książce o morderstwie dokonanym przez bandę Mansona, będącym dla niego, jak się zdaje, swoistym symbolem końca epoki dzieci - kwiatów.

Sportello rozczula, nie można mu odmówić uroku, a coraz bardziej absurdalne sytuacje, w które się pakuje budzą w czytelniku szczery śmiech.

Język jakim napisano "Wadę ukrytą" jest wielkim atutem tej powieści. Miałam skojarzenia z "Autostopem przez galaktykę", zapewne ze względu na podobne nagromadzenie abstrakcyjnych sytuacji.


Ta książka to pierwszorzędna rozrywka, pod warunkiem, że lubicie absurdalne dialogi i dziwaczne sytuacje. Czyta się ją lekko i z wielką przyjemnością, a w dodatku można się solidnie uśmiać.

Jeśli o mnie chodzi - rewelacja.



4 komentarze:

  1. Nie słyszałam jeszcze o tym autorze, ale że bardzo lubię absurd i niekonwencjonalne lektury, to sobie zapiszę nazwisko. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwa razy wkładałam tę powieść do koszyka i tyleż samo wyciągałam. Po twojej recenzji nadal nie wiem, bo ci dziwaczni bohaterowie mnie odstraszają..

    OdpowiedzUsuń
  3. Monika, co kto lubi, ja się świetnie bawiłam przy tej lekturze.

    OdpowiedzUsuń
  4. więcej o Pynchonie na teczagrawitacji.ovh.org :)

    OdpowiedzUsuń