Najfajniejsze w Mary Roach jest to, że nie jest ekspertem w dziedzinach, o których pisze. Jej książki są więc napisane przystępnym, prostym językiem, a do tego autorka zadaje pytania, często naiwne z punktu widzenia naukowców, które i czytelnik chciałby zadać gdyby miał okazję. Lecz prawdopodobnie by tego nie zrobił z obawy przed zbłaźnieniem się:) Roach w ogóle się nie przejmuje poirytowanymi i zdziwionymi naukowcami tylko pyta, pyta i jeszcze raz pyta.
W "Duchu" pisarka tropi ludzką duszę - czy w ogóle istnieje, a jeśli tak to czym dokładnie jest, co się z nią dzieje po śmierci człowieka etc. Jedzie do Indii by z miejscowym profesorem szukać dowodów na istnienie reinkarnacji, opisuje eksperymenty z ważeniem ludzi w chwili śmierci, zapisuje się na kurs, który ma ją nauczyć komunikacji ze zmarłymi i tak dalej, i tak dalej. Dowiadujemy się czym była popularna w poprzednim stuleciu ektoplazma i natychmiast pozbywamy się romantycznych złudzeń w temacie seansów spirytystycznych - ektoplazma bowiem okazuje się kawałkiem szmaty lub owczych wnętrzności, a wirujące stoliki i głosy z zaświatów to jedynie efekt "pracy" zręcznego oszusta występującego w roli medium.
Roach nie próbuje przeciągnąć nikogo na swoją stronę - sama jest dość otwarta i chętnie uwierzy w istnienie duchów, jeśli tylko nauka dostarczy jej choć częściowo przekonujących dowodów... Muszę przyznać, że to podejście jest mi bliskie, niestety po lekturze "Ducha" raczej nie nastąpi we mnie żaden przełom:) Kurs mediumiczny, który opisuje autorka to tylko kilkudniowe spotkanie przypadkowych ludzi, którzy chodzą z dyktafonami po krzakach nasłuchując głosów z zaświatów - przy odpowiednim nastawieniu i autosugestii takie głosy można usłyszeć nawet w czajniku z gotującą się wodą. Słynne 21 gram jako waga ludzkiej duszy to zwykła legenda - mimo powtarzania pomiarów osiągano różne wyniki, czasem ciało w chwili śmierci traciło na wadze, czasem zyskiwało, zatem eksperyment jest z punktu widzenia nauki bezwartościowy. Najciekawsze i najbardziej profesjonalne wydały mi się badania z podróżami poza ciałem w czasie śmierci klinicznej - jednak zwolennicy tej teorii nie poczują się usatysfakcjonowani ich wynikami.
Kto wierzy w życie pozagrobowe, będzie w nie wierzył niezależnie od książek takich jak ta, a kto nie wierzy - cóż, w jego światopoglądzie też ta lektura niewiele zmieni.
Jest to jednak bez wątpienia bardzo ciekawa książka, napisana lekko i ze sporym poczuciem humoru. Polubiłam Mary Roach już przy lekturze "Sztywniaka", a teraz tylko się w tej sympatii utwierdziłam.
chyba przestanę czytać ten Twój blog :) bo kończy się zwykle tak, że zapisuję kolejny tytuł do nabycia! i przeczytania
OdpowiedzUsuńPo "Sztywniaku" i "Bzyku" mam na ducha ogromny apetyt i na pewno go przeczytam. Twoja recenzja jeszcze mnie w tej decyzji utwierdziła. :-)
OdpowiedzUsuńNIESAMOWITE!!! Trafiłam na blog którego szukałam:) Idealny, będę wpadać tu często!!! zaraz zabieram się do jego wertowania:) Pozdrawiam serdecznie:)!
OdpowiedzUsuńZnam i cenię, ale przyznam się, że po tę książkę sięgnęłam z powodu własnych - dziwnych doświadczeń ;]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
"Bzyk" jeszcze przede mną:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do kolejnych wizyt:-)