Moje poprzednie spotkanie z McEwanem niespecjalnie mnie do tego pisarza zachęciło. Specyficzny, rozwlekły styl z mnóstwem dygresji, czyli to co miłośnicy pisarza uwielbiają, męczył mnie i irytował, odwracając uwagę od sedna powieści.
Z "Betonowym ogrodem" jest inaczej, to książka napisana tak jak lubię. Zwięzłymi, treściwymi zdaniami, bez zbędnych ozdobników.
Ponury, duży dom, jedyny zamieszkały na zrujnowanym osiedlu z prefabrykatów, to niezłe tło dla historii rodziny sprawiającej wrażenie samotnej wyspy na oceanie. Nikt tu nie utrzymuje kontaktu z krewnymi czy znajomymi, żadni goście nie zakłócą powolnego rytmu codzienności. Czwórka rodzeństwa, z czego troje w wieku nastoletnim i rodzice żyjący jakby obok.
Najpierw niespodziewanie umiera ojciec. Kiedy wkrótce potem odchodzi także matka, dzieci postanawiają ukryć ten fakt przed światem. To łatwe, w końcu nie ma nikogo kto mógłby przyjść z wizytą i zauważyć, że coś jest nie tak. Wymarła okolica eliminuje także problem wścibskich sąsiadów. Jest upalne lato, wakacje, nie trzeba chodzić do szkoły. W domu są pieniądze, nie ma więc potrzeby martwić się o przetrwanie.
Urządziwszy matce dość makabryczny pochówek, dzieci stopniowo wchodzą w role dorosłych. Śmierć rodziców wydaje się nie robić na nich wrażenia, jedynie kilkuletni Tom tęskni za matką. Dojrzewający Jack przeżywa fascynację starszą siostrą, Sue ucieka w świat fantazji, a Julie próbuje być panią domu. W dusznej atmosferze ponurego domu rodzą się niezdrowe, podszyte erotyzmem relacje między rodzeństwem, a nagłe pojawienie się osoby z zewnątrz zakłóca nowo powstałą rzeczywistość.
Miałam podczas lektury luźne (i pewnie mało oryginalne) skojarzenia z "Władcą much", a postać Julie, z jej pączkującą, wyrachowaną zmysłowością przywodziła mi na myśl Lolitę.
Podobał mi się gęsty, duszny nastrój tej powieści, momentami tak odrealniony, że kojarzący się ze snem.
W porównaniu z "Dzieckiem we mgle" ta książka jest świetna. Jest jednak w pisarstwie McEwana nieokreślone coś, co powoduje, że raczej marnie oceniam szansę na zaliczenie go do grona moich ukochanych twórców. Nie wiem co to jest, w "Betonowym ogrodzie" podoba mi się przecież wszystko, ale jednak jest w McEwanie jakaś, nie wiem jak to nazwać, luka?. Choć ta powieść bardzo mi się podobała, nie mam jednak ochoty natychmiast rzucić się na pozostałe książki pisarza.
Ciekawostka - na podstawie książki nakręcono w 1993 roku film z Charlotte Gainsbourg, którą bardzo lubię, więc pewnie kiedyś go obejrzę.
Lekturę szczerze polecam, bo choć mnie nie zaczarowała to jednak jest to kawałek bardzo dobrej prozy.
Właśnie - jest film, może dlatego coś kojarzę:)
OdpowiedzUsuńCzasem to kwestia gustu, czasem moze momentu, kiedy sie czyta dana ksiazke. Nie wiem, ale w kazdym razie ja styl Ian'a McEwena uwielbiam, a co dziwne, w przypadku innych pisarzy taki typ stylu kompletnie mi nie pasuje.Chyba najbardziej podoba mi sie jego pomysl na fabule i to o czym pisze i jak. ''Betonowy ogrod''czytalam i bylam zachwycona.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, a mnie się "Betonowy ogród" podobał, ale proza McEwana w ogóle nie robi ze mną tego co są w stanie zrobić książki kilku innych pisarzy. Nie dotyka mojego wnętrza zupełnie, ta konkretna powieść jest dla mnie obiektywnie dobra, ale z jakiegoś powodu McEwan mnie nie dotyka. Biorąc pod uwagę temat powinnam przecież czuć się kompletnie rozwalcowana po tej lekturze, a zupełnie tak nie jest. Doceniam go jako pisarza w przypadku tej konkretnej książki, ale chyba szukam w literaturze czegoś innego, czegoś co powoduje, że końcówki nerwów mam na wierzchu. McEwan tego ze mną nie robi. Ale rozumiem, że można się w jego prozie zakochać.
OdpowiedzUsuńNiestety nic tego autora nie czytałam, kiedyś dawno obiecałam sobie, że "przyswoję" "Pokutę". Niestety się nie udało. "Betonowy ogród zapowiada się ciekawie. A co tam! Namówiłaś mnie...:) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMam wypożyczoną z biblioteki i muszę się zabrać w najbliższym czasie za nią ;)
OdpowiedzUsuń