czwartek, 14 marca 2013

Jodi Picoult - "Świadectwo prawdy"



Nie mam najlepszego zdania o rodzaju pisarstwa uprawianego między innymi przez Jodi Picoult. Przewidywalne, nudnawe czytadła obliczone na tani efekt w postaci łez wzruszenia jakoś zupełnie do mnie nie przemawiają. 
Ponieważ jednak trzymam się dość konsekwentnie planu, że dopóki nie przeczytam nietkniętych stosów piętrzących się na moich półkach, nie kupię nic nowego, trafiło w końcu i na "Świadectwo prawdy" pani Picoult, tkwiące od długiego czasu na jednym z moich składowisk nieprzeczytanych książek.

Było o wiele lepiej niż się spodziewałam. Jasne, nie jest to ambitna literatura, ale muszę przyznać, że jako lekka, rozrywkowa lektura sprawdza się znakomicie.

W hermetycznej, konserwatywnej społeczności amiszów dochodzi do nietypowego zdarzenia. W oborze na farmie Fisherów znalezione zostają zwłoki noworodka. Nie wiadomo czyje to dziecko, żadna z kobiet nie była w ciąży. Policjantka przesłuchująca świadków nabiera jednak podejrzeń wobec nastoletniej Katie Fisher. Dziewczyna zaprzecza jakoby była w ciąży i urodziła dziecko, niezbite dowody wskazują jednak na coś zupełnie innego i panna Fisher zostaje oskarżona o morderstwo.
Obrony Katie podejmuje się jej daleka krewna, sławna prawniczka Ellie Hathaway. Początkowo przekonana o winie swej klientki stopniowo poznaje społeczność amiszów i samą Katie. Ta konsekwentnie utrzymuje, że nie urodziła żadnego dziecka, choć momentami jej wypowiedzi wskazują na coś zupełnie innego.
Czy niewinna, wrażliwa dziewczyna skupiona na Bogu i prostym życiu mogła zamordować noworodka? 

Rzecz jest, owszem, niespecjalnie skomplikowana, jednak zaskakująco interesująca. Z zaciekawieniem czytałam o społeczności amiszów i ich codziennym życiu. 
Najmniej interesująca wydała mi się postać Ellie i obowiązkowy w przypadku tego typu powieści wątek romansowy. Na szczęście potraktowany trzeciorzędnie i nie zajmujący zbyt wiele miejsca. Gdyby nie to, pewnie wrzuciłabym "Świadectwo prawdy" do szuflady z napisem "sentymentalna grafomania". 
A tak ze zdumieniem stwierdzam, że przeczytałam ciekawe, lekko napisane czytadło i podobało mi się na tyle, że jeśli będzie okazja, chętnie przeczytam kolejną powieść Jodi Picoult.


9 komentarzy:

  1. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki. I jakoś mnie do tego specjalnie nie ciągnie :D Pozdrawiam :) ja-ksiazkoholiczka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czytałam wcześniej dwie - pierwsza była nieakceptowalną grafomanią, druga ("Bez mojej zgody") znośna. Ta trzecia okazała się całkiem niczego sobie. Kolejnego dzieła Picoult na pewno sama nie kupię, ale jeśli wpadnie mi w ręce, przeczytam z ciekawości jakie będą moje wrażenia:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam całkiem niedawno i również mi się podobała ;) Polecam przede wszystkim "W naszym domu" pani Picoult. "Jak z obrazka" też jest niczego sobie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja trochę tak jak Milanowa, nie czytałem i jakoś nie mam zamiaru. Aczkolwiek twoja recenzja to fajny dowód na to, że warto autorom dawać drugą( w tym wypadku trzecia) szansę, skoro pierwsza książka Picoult Ci się nie podobała a i tak sięgnęłaś po kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm... mam mieszane uczucia co do pozycji, ale recenzja jest boska ; )

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie,
    Iwi < 3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kilka lat temu lubiłam czytac powieści Picoult, jednak teraz są dla mnie nudnawe. Gdy zobaczyłam okładkę, wiedziałam ze książkę już czytałam, jednak nie mogłam sobie przypomnieć o czym ona jest. Dopiero po przeczytaniu recenzji coś mi zaczęło świtać. Jedyną powieścią jaka pozostała w mojej pamięci było "bez mojej zgody" którą polecam każdemu :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Picoult to moja ulubiona pisarka. tej pozycji niestety nie znam, ale to sie musi zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam jakies uprzedzenia do Picoult, ale jesli po nia siegne, to zaczne od tej pozycji, jestem jej ciekawa po Twojej recenzji :-).

    OdpowiedzUsuń