poniedziałek, 18 marca 2013

Robert Goolrick - "Koniec świata w obrazkach"



Wspomnienia Roberta Goolricka, o którym nigdy przed przeczytaniem "Końca świata w obrazkach" nie słyszałam, mogłyby być po prostu kolejną nieporadną próbą zmierzenia się z demonami przeszłości, która w gruncie rzeczy nikogo poza autorem by nie interesowała. 
Trudne, choć na pozór idealne dzieciństwo, szanowani i popularni wśród lokalnej społeczności rodzice, będący w gruncie rzeczy nieodpowiedzialnymi alkoholikami - takie historie już były, co chwilę słyszymy o nich w telewizyjnych wiadomościach albo czytamy w gazetach.

Książka Goolricka jest o tyle ciekawsza, że pokazuje nam co jest potem. Co się dzieje z człowiekiem wzrastającym w domu, w którym toczy się niemal nieustające przyjęcie, jak zaburzone relacje rodzinne wpływają na dorosłego już mężczyznę i jak kształtuje go epizod przemocy, o którym wszyscy w domu wiedzieli, a jednak nie można było o nim mówić.
To smutna opowieść o powielaniu schematów - pili moi rodzice, więc piję i ja, choć w gruncie rzeczy tego nienawidzę. Nienawidzę też swojego ojca, ale zajmę się nim gdy już doprowadzi do ruiny dom i siebie samego, a potem wyprawię mu pogrzeb i ze smutną miną przyjmę kondolencje od znajomych. Będę pielęgnować pamięć matki, tej uwielbianej przez wszystkich duszy towarzystwa, która nie zareagowała wtedy kiedy powinna była to zrobić, co zmieniło całe moje życie.

Gorzkie są wspomnienia autora, gorzkie i smutne jest jego pozbawione kontroli życie. Kim staje się człowiek, który już na starcie zostaje odarty z poczucia bezpieczeństwa, miłości i zaufania, jak wielką moc ma potrzeba autodestrukcji - o tym także jest ta książka.

Nie pamiętam co skłoniło mnie do jej zakupu i ile czasu przeleżała na regale. Cieszę się jednak, że ją w końcu przeczytałam - jest bowiem zaskakująco dobrze napisana i unika mielizn ckliwości i płaczliwego sentymentalizmu, na których tak łatwo osiąść w przypadku tego typu literatury.
Jest napisana na tyle dobrze, że przeczytałam ją "na raz", co zdarza mi się niezwykle rzadko w przypadku książek niebędącymi powieściami.
Mam nadzieję, że jej napisanie dało autorowi poczucie poukładania spraw i spokój ducha, którego oczekiwał. Dzielę też z Robertem Goolrickiem nadzieję, że może kiedyś dzięki lekturze "Końca świata w obrazkach" jakiś dorosły zastanowi się i nie zrobi krzywdy jakiemuś dziecku.


1 komentarz: