Długo męczyłam tę książkę. Możliwe, że szło mi tak ciężko z powodu podłej grypy, ale niezależnie od okoliczności to chyba po prostu trudna lektura. Nie jest to książka "do poduszki", wymaga skupienia i powolnego, uważnego czytania.
Bohaterką historii jest Róża Burger. Jej rodzice są aktywistami walczącymi z apartheidem. Dzieciństwo Róży to nieustające pasmo politycznych debat i kolejnych pobytów rodziców w więzieniu. Ojciec dziewczyny, Lionel, jest kultową postacią otoczoną wielkim szacunkiem tych, którzy chcą takich samych praw dla wszystkich. Kiedy rodzice Róży umierają, w oczach zwolenników Lionela dziewczyna staje się ich naturalną następczynią. Ona jednak nie chce dźwigać tego ciężaru. Chce żyć po swojemu, normalnym życiem, z dala od polityki. Znajomi i przyjaciele Róży nie rozumieją takiego podejścia, pojawia się utajona niechęć i niekoniecznie subtelne naciski. I choć Róża długo ucieka od oczekiwań otoczenia to czy mając takie dziedzictwo można po prostu się od niego odwrócić?
Apartheid to wdzięczny, literacki temat. Jednak bardziej odpowiada mi ujęcie tego problemu choćby przez Coetzeego. Gordimer mniej skupia się na wewnętrznych rozterkach bohaterki, a bardziej na politycznych manifestach.
Ciekawa, choć niełatwa książka o apartheidzie, ale też o szukaniu własnej drogi i o tym jak czasem okoliczności kierują nas w strony, od których wolelibyśmy trzymać się z daleka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz