Kiedy byłam małą dziewczynką uwielbiałam książki Lucy Maud Montgomery. Cykl o Ani przeczytałam kilka razy, ale to Emilkę darzyłam prawdziwą miłością.
Jakiś czas temu nabrałam ochoty na ponowne spotkanie z książkami Montgomery - ciekawa byłam jak je odbiorę po tylu latach.
Zaczęłam od "Emilki ze Srebrnego Nowiu". Nie będę szczegółowo opisywać fabuły, bo trudno mi uwierzyć w istnienie kobiet, które nie znają tych książek... Dość powiedzieć, że to historia osieroconej dziewczynki, która trafia pod dach rodziny ze strony matki - rodziny, której wcześniej nie znała. Jak to u tej pisarki bywa, dziewczynka jest obdarzona ogromną wyobraźnią i nie ma oporów przed wygłaszaniem swoich opinii na rozmaite tematy - także wtedy, gdy nikt nie chce ich słuchać. W nowym domu Emilka zaprzyjaźnia się z różnymi ludźmi i przeżywa mnóstwo przygód, niejednokrotnie pakując się w kłopoty.
Czytanie "Emilki" było nadzwyczaj przyjemnym relaksem. Wprowadziła mnie w nastrój podobny nieco do tego, który wywołuje lektura Jeżycjady. Lekki uśmiech i ciepło rozlewające się wokół serca. Bezpretensjonalna, ciepła opowieść o wrażliwym dziecku, momentami bardzo wzruszająca. Przyjemnie było wejść znów w świat Emilki - cieszę się, że na półce czekają na przeczytanie dwie kolejne części cyklu o jej przygodach.
Kiedyś również przeczytałam całą serię Ani i bardzo mi się podobała :)
OdpowiedzUsuńMam zamiar znów wrócić do tych oraz innych książek
Lucy Maud Montgomery.
Chyba zacznę od Emilki ;)