środa, 28 lipca 2010

Steve Sem - Sandberg - "Teresa"


Ulrike Meinhof była niemiecką dziennikarką o radykalnie lewicowych poglądach. W latach 70-tych porzuciła uporządkowane życie i związała się z niemieckim ugrupowaniem terrorystycznym RAF. Jego członkowie - w proteście przeciw amerykańskiej inwazji na Wietnam - wywołali serię pożarów w miejscach publicznych. Sprawców ujęto, a Meinhof relacjonowała w prasie przebieg procesu sądowego.

Tak poznała założycieli i czołowych działaczy RAF. Wkrótce zatarła się bezpieczna granica i z obserwatora dziennikarka stała się członkiem grupy.


"Teresa" to coś w rodzaju fabularyzowanej biografii. Choć nie do końca. Niewiele bowiem dowiemy się z niej o Meinhof sprzed RAFu. Co spowodowało, że dziennikarka, matka dwóch córek nagle przechodzi na drugą stronę barykady i zamiast pisać kolejne artykuły zaczyna podkładać bomby, napadać na banki i zabijać ludzi? Czy to bezsilność obudziła w niej przekonanie, że nie ma sensu wojować piórem, że niemieckie społeczeństwo przebudzi się tylko w reakcji na kolejne zamachy?

Moim zdaniem autor nie do końca poradził sobie z odpowiedziami na te pytania. Tak naprawdę po lekturze książki nadal nie wiem jaka logika doprowadziła Meinhof na skraj przepaści. Postać dziennikarki jest jakby rozmyta - niby czegoś się o niej dowiadujemy, ale nie budzi to w nas większych emocji. Ani nie polubiłam bohaterki, ani nie uznałam jej za potwora.


Książka przypomina trochę rozsypane puzzle. Fragmenty stenogramów z procesu, już po aresztowaniu głównych członków grupy, w tym Meinhof. Strzępy artykułów i autentycznych wypowiedzi dziennikarki. Gazetowe doniesienia o kolejnych działaniach RAF. A do tego przemyślenia samej bohaterki, a właściwie ich wyobrażenie powstałe w głowie autora. O dziwo taki miks nie tworzy wcale wielkiego bałaganu, całość czytało się dobrze.


Uważam jednak, że osoba nie znająca odpowiedniego fragmentu historii niewiele zrozumie z tej książki. Ja posiłkowałam się internetem - dopiero dzięki znalezionym tam materiałom zrozumiałam kontekst, w jakim Meinhof została osadzona przez rzeczywistość. U podstaw działań RAF, ale też poglądów dziennikarki jeszcze sprzed wstąpienia do organizacji leżał bunt. Bunt przeciw strukturom państwowym - najważniejsze stanowiska w Niemczech obsadzono urzędnikami, którzy jeszcze niedawno byli członkami nazistowskiej partii. A niemieckie społeczeństwo zdawało się nie widzieć w tym żadnego problemu.


"Teresa" przedstawia Meinhof trochę jako ofiarę, kobietę, która zrobiła jeden krok za dużo i tkwi w niefortunnej sytuacji, bo nie bardzo wie jak się z niej wycofać. Tymczasem w rozmaitych publikacjach, które znalazłam jest ona określana mianem współzałożycielki RAF, mózgiem grupy, jednym z jej kluczowych członków.

Dlatego chyba mimo wszystko potraktuję "Teresę" bardziej jak wariację na temat postaci Ulriki Meinhof niż rzetelną biografię.

Książkę polecam - jest naprawdę ciekawa i, przynajmniej tak było w moim przypadku, pozwala poznać mało znany kawałek historii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz