Trafiłam na tę książkę przypadkiem, szukając na allegro "Wyboru Zofii" Williama Styrona. "Poranek w Tidewater" to trzy opowieści, w których autor powraca do czasów swojego dzieciństwa i młodości. Wszystkie w jakiś sposób związane są ze śmiercią.
Amerykańska prowincja, czasy Wielkiego Kryzysu i II Wojny Światowej (każda z opowieści dotyczy innego fragmentu życia narratora). Tytułowy "Poranek w Tidewater" opowiada o trzynastolatku, który spędza lato pracując jako roznosiciel gazet w małym miasteczku. Ciężka praca i dostarczający stresu szef - właściciel lokalnego sklepu - to nie jedyne zmartwienia chłopca. W domu bowiem od wielu miesięcy umiera na raka jego matka. Wspomnienia i rozważania snute przez trzynastolatka pozwalają czytelnikowi przyjrzeć się bliżej relacjom panującym w rodzinie chłopca. Napięte stosunki między rodzicami, gniew ojca skierowany w stronę Boga, bezsilność dziecka obserwującego sytuację bez wyjścia.
Dwa pozostałe opowiadania dotyczą tego samego chłopca w wieku dziesięciu i dwudziestu lat.
Najbardziej podobał mi się "Szadrach" - o starym człowieku, niegdyś niewolniku, przybywającym do Tidewater by umrzeć na ziemi, która należała do jego dawnych panów.
Całość jest dobrze napisana i znakomicie oddaje klimat amerykańskiej prowincji u progu wojny. Podobała mi się czułość i szacunek z jaką Styron traktuje swoich bohaterów. Godne polecenia.
Lubię Styrona, więc na pewno i to przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Kupiłam jeszcze "Wyznania Nata Turnera" - czytałam, że świetne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)